Strona domowa > Alkoholizm > Ewa Woydyłło – „Początek drogi”

Ewa Woydyłło – „Początek drogi”

Dla alkoholika pragnącego żyć bez alkoholu najważniejszy musi być ten wyróżnik, który mówi, że jest on alkoholikiem. Temu jednemu wyróżnikowi, określającemu pewne cechy tożsamości, zostają bowiem podporządkowane wszystkie inne cechy i funkcje życiowe

REKLAMA

/…/ im szybciej ta nowa tożsamość zostanie przyswojona i utrwalona, tym mniej zagrożony będzie proces dalszego odzyskiwania trzeźwości i zdrowia. /…/
/…/ Trzeźwość zachowują te osoby które:
1. szczerze zaakceptowały swą bezsilność wobec alkoholu;
2. przyjęły nową tożsamość jako alkoholików;
3. nauczyły się nowego sposobu życia który jest zgodny z nowa tożsamością /…/
/…/ Powrót do punktu wyjścia nie jest możliwy. Podobnie jak raz rozpuszczonej kostki cukru nigdy już nie odzyskamy w jej pierwotnej postaci, tak też człowiek uzależniony od alkoholu, nie stanie się nagle „nie uzależniony”. /…/
/…/ Zmiana w druga stronę jest możliwa, chociaż nie bywa ona lustrzanym odbiciem przebytej poprzednio drogi. Powrót do trzeźwego życia wcale nie musi trwać tyle samo czasu, ile trwało doprowadzenie do uzależnienia; na ogół też nie przebiega według tych samych etapów – jak gdyby na „wstecznym biegu”. Wręcz przeciwnie, w czasie powrotu alkoholika do zdrowia, prawie nic się nie cofa, lecz niemal wszystko zdąża wyraźnie do przodu, ku nowym umiejętnościom oraz nieznanym i nie przeżywanym dotąd uczuciom i doświadczeniom. /…/
/…/ Człowiek trzeźwy (trzeźwiejący) jest prawdziwy, nie udaje nikogo, kim naprawdę nie jest. Trzewiowy – to nie znaczy chodzący ideał, zawsze szczęśliwy i radosny, ani też nie jest to beznamiętna kukła zaprogramowana wyłącznie na wykonywanie obowiązków. Człowiek trzeźwy cierpi i cieszy się, odczuwa ból i przyjemność, popełnia błędy i odnosi sukcesy, doznaje krzywd i czasem krzywdzi innych. Rzecz nie w tym CO robi, lecz JAK się do tego odnosi. Trzeźwy szanuje swój własny i społeczny system wartości, nie zaprzecza faktom, nie ucieka w zakłamanie, nie racjonalizuje by uzasadnić postępowanie które wykracza poza ten system wartości.
/…/
/…/ W sferze budowania nowych trzeźwych przyzwyczajeń, nieocenioną rolę odgrywa bezpośrednie otoczenie zdrowiejącego alkoholika. Udział bliskich pacjenta w kuracji (rodziny, przyjaciół, zwierzchników, kolegów z pracy) musi więc zostać uwzględniony w procesie terapeutycznym placówki jako ABSOLUTNIE NIEZBĘDNY element. /…/

/…/ Zmiana sposobu myślenia powoduje zmianę emocji.
/…/
/…/ Irracjonalne myślenie charakteryzuje się dwoma cechami: katastrofizmem i chęcią kontroli nad światem. (Antidotum – pytanie DLACZEGO ?) /…/

Miłość
Niezwykle rzadko można spotkać kogoś, kto powie, że jest naprawdę szczęśliwy w miłości. A jednocześnie większość z nas uważa, że miłość stanowi coś w rodzaju klucza do szczęścia. Lub wręcz, że szczęście zależy przede wszystkim od miłości. Już nieco częściej można trafić na kogoś, kto powie, że „kiedyś przeżył prawdziwą miłość”, ale coś ją popsuło, coś sprawiło, że minęła, lub została zniszczona.
Tym sposobem miłość funkcjonuje w naszej świadomości jako stan idealny – niezwykle przyjemny – upragniony. W potocznym języku słowo miłość należy do rzadkości. Używamy go z pewnym namaszczeniem, nieco wstydliwie i przeważnie w domyśle „z dużej litery” – uroczyście i niezbyt pewnie. W polskim języku istnieje też czasownikowa forma „kochać” której używamy z mniejszymi oporami, choć też nie tak często, ani tak chętnie jak np. współcześni Amerykanie swojego to love.
Zastanówmy się nad tym najbardziej upragnionym uczuciem i zobaczmy, jak je rozumiemy. Może powszechny niedosyt miłości wynika z nieporozumień na ten temat ? A może brak nam dojrzałej, życiowej definicji tego uczucia i to jest przyczyną niezaspokojenia i ciągłego szukania po omacku czegoś co nie wiemy ja naprawdę wygląda ?

Miłość erotyczna.
Wielu z nas miłość kojarzy się z miłością erotyczną, która u ludzi, podobnie jak u zwierząt pojawia się w związku z zakodowanym genetycznie instynktem zachowania gatunku. Nagły i gwałtowny pociąg mężczyzn do kobiet i odwrotnie jest bezpośrednim efektem popędu seksualnego. Cechuje go – u ludzi nie tak drastycznie jak u zwierząt, ale również – przede wszystkim tymczasowość, chwilowość, przemijalność tego zainteresowania, która nieodmiennie słabnie po zrealizowaniu celu prokreacji. Realizacja miłości erotycznej jest nieopisanie przyjemna. Stan podniecenia i zachwytu drugą osobą oraz pragnienie stopienia się z nią w jedno spływa na nas nagle i nieoczekiwanie „nie wiadomo skąd”, i niestety równie nieoczekiwanie mija. Jeżeli obiektem rzekomej „miłości” okaże się osoba odbiegająca od naszych życiowych potrzeb i celów, to oczywiście zaczynają się problemy. Wtedy ogarnia nas złość, litość nad sobą lub nienawiść do wybranego przecież przez nas samych partnera za to, że to, co przed chwilą jaśniało blaskiem diamentu okazało się pospolitym szkiełkiem. Miłość romantyczna.

Istnieją też ludzie którzy uwierzyli w mit miłości romantycznej. Słyszymy czasem, że ktoś natrafił „od pierwszego wejrzenia” na swój wymarzony ideał, ale choć jest to niezwykle rzadkie, niektórzy z nas (częściej niektóre) na tej podstawie budują obraz życia we dwoje. Mit ten pochodzi głównie z bajek, do których tak przywiązujemy się w dzieciństwie, że potem w realnym życiu szukamy „Królewny Śnieżki” czy „Księcia na Ognistym Rumaku”, by od pierwszego pocałunku „żyć razem długo i szczęśliwie”.
Pragniemy wiec „miłości od pierwszego wejrzenia” i nie wiemy jeszcze, że byłoby lepiej, gdyby po pierwszym wejrzeniu nie było następnych. Bo tajemnica zachwytu i niepowtarzalnej przyjemności zakochania się tkwi w dziwnym zjawisku polegającym na tym, że romantyczne rozmarzenie pozbawia nas na jakiś czas oczu, uszu i rozsądku. Zakochany nie widzi, nie słyszy i nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistych cech obiektu swej romantycznej miłości. A raczej widzi, słyszy i ocenia go selektywnie – dostrzegając jedynie te atrybuty i rekwizyty, które potrzebne są do zrealizowania, niczym na scenie, ulubionej bajki o Kopciuszku, Śpiącej Królewnie czy Sierotce Marysi.
Romantyczny zachwyt „od pierwszego wejrzenia” może stać się co najwyżej iskrą, od której dopiero można zacząć rozniecać płomień. Przy iskierce nie sposób się ogrzać ani ugotować strawy. Do tego potrzebny jest duży, spokojny i trwały ogień. Aby z iskry powstał taki ogień, trzeba go rozpalić, podsycać, pielęgnować i podtrzymywać. Ponieważ bajki na ogół o tym milczą, mylnie wierzymy, że w życiu wszystko jakoś ułoży się samo. A gdy się to nie udaje, czujemy żal, rozczarowanie i zawód.

Uzależnienie.
Stwierdzenia w rodzaju „nie mogę bez niego żyć” – określają inny typ związków mylnie nazywanych również miłością. Jeżeli wyraża to jedynie poetycką retorykę, to w porządku, gorzej jednak, gdy owo „nie mogę bez niego (lub bez niej) żyć” staje się obsesją, która wypiera z naszego życia wszystkie inne treści, cele i zainteresowania. Taki stosunek do najbliższej osoby nazywamy UZALEŻNIENIEM.
Jeżeli nie mogę bez kogoś lub czegoś żyć, to znaczy, że nie funkcjonuję samodzielnie, nie posiadam autonomii. W przyrodzie zdarzają się takie formy życia – np. ukwiał, huba czy powój – zdolne wyłącznie do życia w symbiozie .
Uczuciowe uzależnienie splata w pasożytniczy węzeł dwie osoby, których indywidualne poczucie wartości jest zerowe, ale mimo to usiłują go sobie nawzajem użyczać. Paradoks polega na tym, że o poczucie wartości, którego mi brak zabiegam u ciebie, chociaż ty też go nie masz; ty zaś czując się sam nic nie wart, pragniesz czerpać poczucie wartości ode mnie.
Wśród ludzi wzajemne uzależnienie rzadko bywa w pełni symetryczne i najczęściej pasożytuje na partnerze tylko jedna osoba. Druga szybko się tym męczy i szuka sposobów oderwania się od swego ukwiału lub powoju. Wtedy właśnie ów ukwiał lub powój woła: „nie mogę bez ciebie żyć”, święcie wierząc, że na tym polega miłość i że to miłość zostaje podeptana.
Doświadczenie takie, zwłaszcza gdy powtórzy się je kilkakrotnie, zostawia niestety patologiczny ślad. Kilkakrotnie odepchnięty powój – nie znając sposobu na umocnienie korzeni i okrzepnięcie łodyg, by o własnych siłach utrzymać się w pionie – najczęściej więdnie pod płotem samotny i cherlawy, nie ufając już nikomu i w nic nie wierząc.
Ludzie – powoje są smutni, zgorzkniali i nieufni. I po kres swoich dni pławią się w żalu, że tak bardzo chcieli dać z siebie wszystko – nawet nie wiedząc, że głównie chcieli brać, bo przecież nie mają nic do dania z wyjątkiem zaborczości, niepewności i strachu przed odrzuceniem.
Związek wzajemnie uzależnionych ludzi, który czasem trwa latami rodzi w końcu w obojgu partnerach poczucie zmęczenia, wyeksploatowania i utraty wolności. Przykłady takiego uzależnienia nazywanego miłością spotykamy dość często w związkach matek z dziećmi, zwłaszcza samotnych matek z jednym dzieckiem. Genezą tych związków jest pierwotna i naturalna zależność dziecka od matki, która tę zależność nieświadomie wykorzystuje, a jednocześnie znajduje jedyny sens swego życia w umacnianiu zależności dziecka od siebie. Krzywda dotyka obie strony i polega na tym, że kobieta zatraca kompletnie wszystkie, z wyjątkiem macierzyńskich funkcje życiowe; a dziecko nigdy nie dojrzewa do realizacji innych ról, prócz roli małego dziecka. Rezultatem tego bywa najczęściej poczucie przegranej szansy u obydwu stron .

Miłość masochistyczna.
W rodzinach alkoholowych występuje często inny fałszywy model miłości. Słyszymy często od żony lub matki alkoholika: „znoszę to wszystko, bo go kocham”. Zależy oczywiście co się znosi – ale niestety nader często znosimy takie rzeczy jak bicie, gwałt, znęcanie się moralne i fizyczne, szyderstwa, ośmieszanie, okradanie, poniżanie, obrzucanie wyzwiskami, obmowę, oszczerstwa, pomówienia i wiele innych przykrości. Ktoś kiedyś powiedział, że od nikogo nie zaznamy takich krzywd, jak od naszych najbliższych. I to jest prawda. Tylko czy znoszenie tych krzywd jest miłością ? Czy masochizm jest miłością ? Czy w imię miłości musimy poświęcać godność, bezpieczeństwo, zdrowie i spokój własny oraz naszych dzieci ? Czy poświęcanie się jest miłością ? Mam na myśli poświęcanie się w sensie ponoszenia osobistego ryzyka w imię czyichś zachcianek, lenistwa, nieróbstwa, złości, nieuczciwości, samolubstwa, kaprysów, przemocy, pychy, niemoralności lub agresji .
Przypomnijmy, że na początku zgodziliśmy się co do tego, ze miłość uważamy za Źródło zadowolenie, a nawet szczęścia. Zastanówmy się teraz, czy znoszenie krzywd może być Źródłem zadowolenia i szczęścia. Nie może. Krzywda powoduje ból, cierpienie, poczucie niesprawiedliwości i dlatego w sposób naturalny wywołuje natychmiastowy sprzeciw i bunt.
Normalny człowiek – zdrowy duchowo i moralnie, który ma poczucie godności i żywi szacunek do siebie – nie godzi się na krzywdy, ponieważ wie i czuje, że przez sam fakt swego człowieczeństwa znajduje się na równi z innymi ludźmi.
Ten, kto znosi krzywdy – kto poświęca własną godność i nie broni swojego spokoju i bezpieczeństwa – nie jest więc człowiekiem w pełni „zdrowym” i „normalnym”. Taki masochizm, upadlające poświęcanie się lub poddawanie się wyzyskowi i przemocy nie mają nic wspólnego z miłością. Są przejawami patologii i zaburzeń emocjonalnych.
Jeżeli nie potrafię prosić innych wprost o to, czego mi potrzeba, będę manipulować ludźmi, by jednak to uzyskać. Poświęcanie się jest manipulacją stawiającą innych w roli dłużników, a jej utajonym zamiarem jest zmuszanie do wdzięczności , podziwu oraz odwzajemnienia świadczeń . Ale przede wszystkim poświęcanie się jest metodą uzależniania od siebie innych ludzi; jeżeli dostana ode mnie tak wiele, nie będą umieli poradzić sobie beze mnie, a wtedy JA stanę się potrzebna (potrzebny). Gdy będę im potrzebna (potrzebny) , nie odejdą, nie odrzucą, a więc nie zostanę sama (sam). Liczę na to, że ci, dla których się poświęcam – moje dzieci, partner, rodzice, przyjaciele – będą czuli się w obowiązku lubić mnie, zapraszać, spędzać ze mną czas, a kiedyś zaopiekują się mną tak, jak ja nimi teraz. Najbardziej na świecie boję się osamotnienia i opuszczenia. Myślę, że poświęcając się kocham innych, ale ja nie kocham, tylko boję się być sama (sam). Czuję się bezwartościowa (y) i nie wierzę, że ktokolwiek mógłby mnie kochać. Dlatego wiecznie usiłuję zasłużyć na miłość. Ale nie wiem, że ze mnie emanuje poczucie własnej bezwartościowości i inni je wyczuwają. Jest ono zaraźliwe, uciekają więc ode mnie, broniąc się przed nim. Cała gra odbywa się bez słów – w każdym razie bez słów prawdziwych i adekwatnych do naszych wzajemnych stosunków.
Jest jeszcze jeden psychologiczny aspekt życiowego masochizmu. Ukrytym celem każdego, kto nie sprzeciwia się krzywdzie, mimo że mógłby, jest desperackie pragnienie poczucia wyższości – bodajże za cenę bólu, bodaj tylko w porównaniu z krzywdzicielem – chcę poczuć się lepszy. W głębi duszy nie czuję się dobry ani cokolwiek warty – więc dam się zbić, pozwolę się okraść i sponiewierać – i wtedy mogę przynajmniej pomyśleć: „Ale TAKI ZŁY, TAKI PODŁY to jednak nie jestem”

Czym jest miłość.

Czym zatem jest miłość ?
Ktoś powiedział, że miłość jest wolą wyjścia poza cel własnego dbania o siebie, jest to dzielenie się sobą, nastawianie na duchowy rozwój drugiej osoby. Każdy człowiek ma wybór – nikt nie MUSI kochać, dokonujemy wyboru – jeśli pragniemy kochać, kochajmy. Ale Miłość wymaga pracy i odwagi. Miłość jest działaniem, nie tylko uczuciem.
Miłość jest obiektywna, nie subiektywna, Miłość wymaga udziału rozumu, nie tylko serca.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.