Jeśli chcemy rozważać, dlaczego ludzie piją alkohol, musimy przedtem wyraźnie ustalić, czy chodzi o uzależnionych, czy tylko nadużywających, czy w ogóle pijących. Ci pierwsi piją, bo ukształtowały się u nich określone mechanizmy choroby i one zaczynają rządzić całym życiem człowieka, w tym także piciem. U pozostałych warto wyodrębnić trzy podstawowe grupy powodów sięgania po alkohol: psychologiczne – ludzie oczekują, że zmieni on stan ich uczuć i myśli oraz ich zachowania; interpersonalne – spodziewają się, że poprawi i ożywi kontakty międzyludzkie; celebracyjne – używają go jako kulturowo akceptowanej ozdoby czy wzbogacenia różnych rytuałów.
Obecność alkoholu w życiu człowieka ma, jak wiadomo, swoją jasną stronę, ale również stronę szarą i zdecydowanie czarną. Ta ostatnia – najbardziej widoczna jako choroba i zagrożenie ludzkiego życia, czyli uzależnienie od alkoholu – dotyczy zaledwie 2-3% mieszkańców naszego kraju, a więc 600–700 tysięcy ludzi. Jeśli zadaje się pytanie, dlaczego oni piją, to prawidłowa odpowiedź brzmi: ponieważ są uzależnieni i skłaniają ich do tego mechanizmy choroby.
Ale nie można koncentrować się tylko na tej czarnej strefie, zapominając o szarej – o różnego rodzaju szkodach związanych z nadużywaniem, w tym z piciem zbyt wczesnym, to znaczy dzieci i młodzieży; z piciem w niebezpiecznych okolicznościach, na przykład kiedy prowadzi się samochód czy kieruje pracą jakiejś maszyny, albo kiedy kobieta jest w ciąży. Ta kategoria jest prawdopodobnie dwu – trzykrotnie liczniejsza niż osób uzależnionych. Sądzę, że prędzej czy później ta szara strefa stworzy potężne wyzwanie dla nas, osób zajmujących się rozwiązywaniem problemów alkoholowych i pracujących w lecznictwie odwykowym. Chodzi tu zwłaszcza o metody pomagania, ponieważ w zapobieganiu różnica nie jest taka istotna: żeby się uzależnić, trzeba najpierw przejść przez fazę nadużywania, a w prewencji i profilaktyce chodzi o to, żeby się w tej fazie w ogóle nie znaleźć.
Po takim wstępnym uporządkowaniu – pamiętając, że trafna odpowiedź na pytanie, dlaczego sięgają po alkohol ci, którzy albo piją normalnie, albo nadużywają alkoholu, przestaje być trafna w przypadku choroby możemy przejść do wyodrębnienia i charakterystyki trzech podstawowych grup powodów: psychologicznych, interpersonalnych i celebracyjnych.
Podstawowe powody
Wpływ alkoholu na psychikę człowieka generalnie sprowadza się do tego, że stosunkowo szybko zmienia on stan naszych uczuć, jak również treść i kierunek naszych myśli. W dodatku ludzie oczekują, że po wypiciu staną się one przyjemne, i rzeczywiście na początku alkohol się z tej obietnicy wywiązuje. To jest właśnie tajemnica atrakcyjności alkoholu, że specjalizuje się on w zamienianiu przykrych rzeczy na przyjemne. Niewielki rausz w gronie, które zebrało się po to, żeby poczuć się lepiej, jest doświadczeniem wspólnym dla bardzo wielu ludzi. Trzeba dodać, że dotyczy to nie tylko myśli i uczuć, ale też zachowania. Na przykład są osoby, które liczą na to, że gdy się napiją, będą się zachowywać bardziej śmiało i będą bardziej atrakcyjne.
Druga grupa powodów sięgania po alkohol ma naturę interpersonalną, co oznacza, że zachowania związane z konsumpcją alkoholu są znanym od niepamiętnych czasów sposobem komunikowania się. Ludzie, gdy chcą ze sobą spędzić trochę czasu, umawiają się na wódkę albo na piwo. To podnosi atrakcyjność tych spotkań, a czasami dostarcza alibi, jak choćby w sferze kontaktów między kobietami a mężczyznami. W szczególności w okresie zalotów, zabiegania o względy pojawia się wiele czasem subtelnych, a czasem jawnych komunikatów, że jak się wspólnie napijemy, to będziemy bardziej chętni, żeby się zbliżać do siebie.
Na przykład kobiety, które mają większe pragnienia dotyczące chociażby bardziej swobodnego zachowania w kontaktach z mężczyzną, niż na to zezwalają ich zasady moralne, kiedy są leciutko podpite, wówczas łatwiej zarówno im samym, jak mężczyznom zaakceptować, że są bardziej swobodne w zachowaniu. Na pewno dla części mężczyzn alkohol dostarcza alibi do odreagowania różnego rodzaju nie akceptowanych impulsów, na przykład agresywnych zachowań. Z drugiej strony kontakt fizyczny pomiędzy dwoma mężczyznami zupełnie na trzeźwo wyglądałby dwuznacznie, natomiast kiedy panowie są po trzech piwach, to zakładanie sobie rąk na szyję nie jest niczym niezwykłym.
Wreszcie trzecia grupa powodów, które mogą być nazwane celebracyjnymi: wznosi się toasty alkoholem, oblewa się sukcesy i porażki, przy jego pomocy komunikuje się ludziom swoje pozytywne nastawienie. Nie podajemy alkoholu wrogom, tylko osobom, które zapraszamy w dobrych intencjach. Ten aspekt celebracyjny jest bardzo istotnym uzupełnieniem powodów psychologicznych i interpersonalnych, a w dodatku ma bardzo długą tradycję.
Style i obyczaje
Zarówno powody psychologiczne, jak interpersonalne i celebracyjne mogą prowadzić do dwóch różnych stylów picia: powściągliwego i nadużywającego. Jeżeli stale używa się alkoholu jako sposobu łagodzenia cierpienia i przykrych stanów od rozpaczy poczynając, a na zmęczeniu kończąc – może to prowadzić do uzależnienia. Znamy też wszyscy zwyrodnienia, do jakich mogą prowadzić powody interpersonalne, gdy dochodzi do zubożenia kontaktów bez picia, a te, którym towarzyszy alkohol, są połączone z częstym i nieumiarkowanym jego używaniem. Są też środowiska czy wzory kulturowe, kiedy celebrowanie przekształca się w pijatykę i chodzi nie tyle o to, żeby podkreślić uroczysty charakter sytuacji, ile żeby się uchlać.
Szanując fakt, że część ludzi w ogóle nie używa alkoholu, musimy uznać te powody za znaczące, ponieważ trwają w obyczajach człowieka w różnych epokach i kulturach. Również w jego konstrukcji psychicznej wyraźnie widać, że sięganie po alkohol jest w jakiś sposób naturalne. Jednocześnie niezależnie od powodów picia może ono przybierać postać nadużywania, zagrożenia, ryzyka, co oznacza konieczność sprawowania kontroli nad piciem. Tym bardziej, że alkohol jest substancją chemiczną, która upośledza kontrolę.
Skutecznej kontroli trzeba się nauczyć, a to może się dziać przede wszystkim w rodzinie – zdolności samoregulacji, podejmowania decyzji i wyborów życiowych kształtują się w okresie, kiedy jest ona podstawowym środowiskiem człowieka.
Co sprzyja rozwijaniu kontroli nad piciem? Na pewno przykład ludzi, którzy są osobami znaczącymi i umieją sprawować tę kontrolę. Zwiększaniu zdrowej kontroli służy dostarczanie ludziom adekwatnej informacji na temat tego, jak działa alkohol i jakie są problemy z kontrolowaniem jego konsumpcji. Można podać jeszcze inne przykłady, natomiast z całą pewnością potrafimy wskazać to, co utrudnia rozwijanie kontroli, a nawet tę kontrolę upośledza. Są to przede wszystkim obyczaje, które zwiększają presję na indywidualne wybory i decyzje. Bo jeśli żyje się w takim środowisku czy w takiej kulturze, która nie toleruje niepijących ani umiarkowanie pijących, to z całą pewnością trudniej będzie zachować swobodę decyzji w sprawie swojego picia.
Wpływ biznesu
Prawdziwy obraz sytuacji zaczynamy widzieć dopiero wtedy, kiedy uświadomimy sobie, w jakim stopniu to, ile ludzie piją, jest przedmiotem poważnych interesów ekonomicznych. Alkohol jest produktem niesłychanie atrakcyjnym dla producentów i handlowców właśnie dlatego, że do sięgania po niego skłaniają tak ważne powody. Ludzie są do tego motywowani niejako od środka, bez zewnętrznych nacisków i tego towaru nie trzeba promować jak niektórych innych. Jednocześnie producenci alkoholu są bardzo potężni ekonomicznie, mają zasoby, które można użyć do tego, żeby wywierać wpływ na ludzkie zachowania i decyzje.
Najwięcej szkód wynika stąd, że specjaliści, którzy zajmują się zwiększaniem dochodów tego biznesu, bardzo dobrze znają podstawowe powody, dla których ludzie sięgają po alkohol, i nauczyli się przy pomocy tej wiedzy manipulować ludzką świadomością, a nawet nieświadomością na wszystkich niemal poziomach, które wchodzą tutaj w grę. Nadają komunikaty, które sugerują, że alkohol usuwa zmartwienia i daje szczęście, że kontakty międzyludzkie związane z alkoholem są bardziej atrakcyjne, że pomaga on odnosić sukcesy w sprawach damsko-męskich i zapewnia przynależność do elit tym, którzy piją określone trunki, a prawdziwa czy nowoczesna uroczystość musi być związana z piciem. Specjaliści z biznesu alkoholowego nie muszą kreować żadnych nowych powodów korzystania z ich produktów, tylko z jednej strony osłabiają czujność, czyli zmniejszają kontrolę, zaś z drugiej – nasilają działanie istniejących powodów picia.
A ponieważ w grę wchodzą olbrzymie pieniądze i wielkie wpływy, rozgrywa się na naszych oczach nowy rodzaj batalii. Zawsze bowiem było tak, że właściciele restauracji, karczmarze, barmani zachowywali się w sposób promujący picie – przynosili, podawali, pytali, czy jeszcze dolać – ale w bezpośrednim kontakcie, czyli wtedy, kiedy się u nich siedziało. Dzisiaj miliony dolarów są wydawane na kampanie medialne i jeszcze nie możemy do końca ocenić, jakie będą efekty kolejnych dziesięcioleci atakowania świadomości i podświadomości przekazami promującymi alkohol.
Na razie ilość alkoholu spożywanego w naszej cywilizacji stale rośnie, chociaż ostatnio już nie tak skokowo. Zresztą poziom globalnego spożycia nie jest dobrym wskaźnikiem i groźne zjawiska mogą narastać szybciej, niż ogólna konsumpcja. Tak jest w Polsce z ilością pijących młodych ludzi – rezultaty tego procesu dopiero się ujawnią. Nie wiemy też, czy spożycie alkoholu stymulowane tymi wpływami na wielką skalę nadal będzie rosło, czy też w którymś momencie się zatrzyma.
W Polsce mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. Niedawno przeglądałem materiały z początku lat 80., wśród nich analizy dotyczące roku 2000. Grupa wybitnych naukowców z Komitetu Polska 2000 opracowała kilka wariantów rozwoju spożycia alkoholu. Jeden z nich, wariant „równi pochyłej”, szacował, że w roku 2000 średnie spożycie będzie wynosiło 18-19 litrów. W momencie tworzenia tej prognozy na jednego mieszkańca przypadało średnio około 8 litrów, a później było tak: krótkotrwały wzrost, w stanie wojennym spadek spożycia, okres wahań, w pierwszych latach wolnego rynku ponowny wzrost do prawie 11 litrów i kolejny spadek do dzisiejszych 7-8 litrów na głowę.
Musimy wiedzieć, jakie są powody tych zmian w poziomie spożycia alkoholu, zwłaszcza że wśród młodzieży po okresie intensywnego wzrostu w pierwszej połowie lat 90. nastąpiło – jak zdaje się wynikać z ostatnich ogólnopolskich badań – jego zatrzymanie w latach 1995-99. Jeżeli po czterech latach wydawania dziesiątków miliardów dolarów na promocję piwa polskie nastolatki nie piją znacząco więcej niż w 1995 roku, co może to oznaczać?
Walka o konsumenta
Przewrotność i spryt działań promocyjnych polega na tym, że – jak już mówiłem są one prawie w całości oparte na odwoływaniu się do naturalnych powodów sięgania po alkohol i manipulowaniu nimi. W moim przekonaniu jest to jedna z wielu olbrzymich batalii o dominację nad światem spostrzeganym coraz bardziej jako świat konsumentów: już nie chodzi o to, gdzie będą stały wojska ani nawet kto będzie prezydentem i premierem, tylko czyje produkty będą kupowane. Świat stał się globalnym rynkiem, na którym liczy się zdobytych konsumentów i odpowiednio do tego kształtuje narzędzia tych nowych zmagań: zamiast wysyłać przeciwko sobie rakiety i bombowce, próbuje się jak największą ilość konsumentów włączyć do sieci, która umożliwia docieranie do ich świadomości, a to oznacza rozwój mediów i dysponowanie takimi zasobami, żeby można było w tej sieci rozsyłać przekazy zapewniające ekspansję określonych produktów. Przemysł alkoholowy jeszcze nie jest w ścisłej czołówce, jak producenci kosmetyków czy leków, nie pokazał więc na razie, do czego może być zdolny.
W jakich warunkach toczy się batalia o alkohol? Otóż trzeba pamiętać, że jest to nie tylko środek psychoaktywny, ale także płyn, a wiadomo, że człowiek spożywa określoną ilość płynów w ciągu dnia. Ile będzie przypadać na mleko, ile na wodę, na soki, a ile na piwo, nie licząc jeszcze kawy i herbaty, gdy wszystko to ma się zmieścić w 2-3 litrach wypijanych dziennie? Jeżeli to przemnożyć przez ilość ludzi, otrzymujemy liczbę litrów, która stanowi pulę do podziału. Tak więc piwo czy coca-cola – to również decyzja ekonomiczna. Jeżeli młodzi ludzie będą wypijać więcej soków i gazowanych napojów, to będą pili mniej piwa. Chodzi o miliardy dolarów rocznie.
Kto będzie miał kontrolę?
Wpływ reklamy na takie decyzje ma na celu osłabianie kontroli konsumenta i jest to jasna polityka: chodzi o to, żeby kontrola nad zachowaniami była w rękach producentów. Dlatego kiedy my staramy się, żeby to konsumenci sprawowali kontrolę nad tym, ile będą pili, to oczywiste jest, że te dwa stanowiska są konkurencyjne. Tego się nie da ze sobą pogodzić, to jest gra o sumie zerowej : im więcej kontroli w rękach producentów, tym mniej -w rękach konsumentów.
Przy czym mamy do czynienia nie z brutalną ekspansją, tylko z subtelnymi zabiegami, żeby zawładnąć świadomością, czyli ażeby konsument miał poczucie sprawowania kontroli, a w rzeczywistości realizował plan marketingowy. I oczywiście w sprawie alkoholu jest tak samo: sugeruje się ludziom, żeby sięgali po ten czy inny gatunek piwa, bo wtedy będą się samorealizować albo staną się atrakcyjni i nowocześni.
To wynika z natury sytuacji rynkowej : producenci alkoholu chcą dużo zarobić, więc muszą dużo sprzedać i dlatego ludzie muszą dużo pić. Natomiast ich deklarowane cele mogą być różne w zależności od tego, jaka jest siła i zakres polityki chroniącej zdrowie i porządek publiczny. Jeżeli taka polityka jest zwarta, dynamiczna, powszechnie akceptowana, to biznes alkoholowy musi omijać ograniczenia i tworzyć dla siebie uzasadnienia cywilizowane, na przykład mówiące, że alkohol jest zdrowy.
Zniewolenie pod hasłami wolności
Zdaniem firm reklamowych zakaz reklamy napojów alkoholowych to uszczuplanie praw konsumenta – używa się tego argumentu, gdyż jednym z podstawowych sposobów zawładnięcia wyborami człowieka jest zasugerowanie mu, że jest naprawdę wolny wtedy, kiedy robi to, czego od niego oczekujemy. Zresztą zawsze ci, którzy dążyli do sprawowania maksymalnej kontroli, mieli na ustach bardzo dużo wolności. A ponieważ uważa się wolność za wysoko cenioną wartość, ci, którzy posuwają się najdalej w manipulowaniu ludźmi, przedstawiają się jako obrońcy wolności.
Specjalistów od promocji i reklamy spostrzegam jako bezpośrednich kontynuatorów specjalistów od propagandy z okresu totalitaryzmu. Przejście jest płynne, tyle że ci nowi są sprawniejsi i bardziej dyspozycyjni za duże pieniądze. W minionych latach znałem ludzi pracujących w propagandzie, którzy po cichu sabotowali robotę: robili kicze i rzeczy nieskuteczne. Jasne było, że od artykułów w „Trybunie Ludu” czy programów w telewizji nikt nie pokocha Związku Radzieckiego. Dzisiaj to jest nie do pomyślenia, żeby ktoś pracując w firmie reklamowej zaczął prowadzić dwuznaczną grę i na przykład nieudolnie reklamował papierosy, o których wiadomo, że zabijają – szybko straciłby pracę i pieniądze.
W kampaniach reklamowych idzie o to, żeby chodzić do sklepów i kupować rzeczy, o których ten, kto stara się je spopularyzować, wie, że często są szkodliwe. W totalitarnym systemie kontrola była sprawowana przez policję i wojsko, a teraz jej nie widać, ale stopień ingerencji w ludzką świadomość jest znacznie większy. Te kampanie są bardzo skuteczne. Jak są robione w sprawach alkoholowych?
Strategie biznesu alkoholowego
Do strategii światowego biznesu alkoholowego należy także kontrolowanie regulacji prawnych i politycznych, które powodują ograniczenie dostępności alkoholu. To jest bardzo istotna linia ataku. Jak wiadomo, w zasadach europejskiej polityki wobec alkoholu – ale również polskiej – ograniczenie dostępności jest jednym z priorytetowych celów, zatem przeciwstawia się temu pogląd o ograniczaniu wolności konsumenta i jego prawa do reklamy. Są tu dwa wyjątki, uznawane przez producentów alkoholu: ograniczenia muszą dotyczyć dzieci i kierowców.
A zresztą w sprawie dzieci te strategie są bardzo dwuznaczne, na przykład ostatnio promuje się ograniczenie dostępności napojów wysokoprocentowych, za to zwiększenie dostępności niskoprocentowych. Zostały wymyślone niskoalkoholowe piwa czy koktajle w opakowaniach bardzo podobnych do napojów gazowanych – z uzasadnieniem, że dzięki temu spadnie popyt na „prawdziwe” alkohole. Trzeba też wspomnieć o granicy wieku: w niektórych krajach europejskich, na przykład w Niemczech, 16-latki mogą legalnie kupować piwo, podczas gdy w Ameryce do zakupu alkoholu uprawnia 21lat.
Drugi kierunek to sugerowanie, że istnieje tylko określona i nieduża kategoria, dla której picie tworzy zagrożenie – są to osoby chore, uzależnione od alkoholu. Dodatkowo wyraźnie preferowane są genetyczno-biologiczne uzasadnienia: że jest pewna ilość ludzi, którzy tak czy inaczej są skazani na uzależnienie – za to wiadomo, że cała reszta, czyli 98%, może pić.
Trzeci rodzaj strategii to finansowanie badań i promowanie wyników, które pokazują, że umiarkowane spożycie nie przynosi szkód, tylko pożytek. W ciągu ostatnich 5-6 lat przeprowadzono kilka badań, które wykazały, że picie jednej lampki czerwonego wina dziennie przez osobę po pięćdziesiątce zmniejsza ryzyko choroby wieńcowej. Jednak wyniki tych badań są publikowane w taki sposób, że sugerują, iż picie alkoholu w ogóle jest korzystne dla zdrowia.
Czwarty nurt polega na traktowaniu picia alkoholu jako pewnej umiejętności – jest to odpowiednik polskiej tezy o kulturze picia. Tutaj promuje się kultywowanie obyczajów alkoholowych, inwestowanie w ich oprawę symboliczną, w sprawy estetyki, w pokazywanie picia jako pewnego rytuału, który może być lepszy, bardziej kulturalny. Można powiedzieć: a dlaczego nie? Ponieważ podstawowym przesłaniem tej strategii jest namawianie do picia, a sprawa umiejętności picia i kultury jest tylko zasłoną dymną. Szczególną rolę spełniały w ciągu ostatnich kilkunastu lat działania promocyjne w środowiskach naukowych. Było kilka burzliwych dyskusji dotyczących relacji między sponsorowaniem badań a jakością wyników i sposobem ich ogłaszania. Doprowadziło to do ustalenia, że autorzy naukowych publikacji na temat alkoholu muszą wyraźnie napisać, kiedy i w jakiej sytuacji korzystali ze sponsorowania firm alkoholowych.
W natarciu
W USA kontrola w tym zakresie jest znacznie mocniejsza i tam przemysł alkoholowy siedzi jak mysz pod miotłą – sam respektuje ograniczające, restrykcyjne rozwiązania, ale też z zewnątrz pilnowane jest przestrzeganie prawa. W Europie działają dwie najbardziej znane grupy nacisku w sprawach alkoholowych (jedna określana jako „grupa amsterdamska”, a druga – jako grupa Portmana), które zajmują się przede wszystkim propagowaniem wyników badań pokazujących pożytki z picia niewielkich ilości alkoholu oraz obronę dobrego imienia przemysłu alkoholowego.
Ponieważ w niektórych krajach krytyka pod adresem ekspansji rynkowej tego przemysłu była dosyć silna, inwestowane są spore pieniądze w to, żeby poprawiać jego image, kojarząc biznes alkoholowy z pozytywnymi przedsięwzięciami. W Polsce mieliśmy pierwszą taką próbę, gdy z udziałem Krzysztofa Hołowczyca browary finansowały sensowną kampanię na rzecz trzeźwości kierowców.
W Polsce jeszcze nie poznaliśmy w pełni potęgi tego biznesu. W Anglii w czasie rządów konserwatystów nie było żadną tajemnicą, przeciwnie – publicznie znany fakt, że koncern Guinessa finansował w ogromnym stopniu Partię Konserwatystów. W grudniu 1995 roku, podczas wielkiej konferencji na szczeblu ministrów zdrowia, gdzie uchwalono Europejską Deklarację w sprawie Alkoholu z pięcioma zasadami etycznymi i dziesięcioma strategiami, stała się rzecz zdumiewająca. Otóż drugiego dnia konferencji większość mediów europejskich opublikowała wyniki badań naukowców z Wielkiej Brytanii na temat korzyści z umiarkowanego picia. Mówiło się szeroko, że było to skoordynowane działanie, zmierzające do osłabienia efektu Europejskiej Deklaracji ws. Alkoholu, co zresztą w mediach się udało.
Wydaje się, że ta deklaracja jest kością w gardle przemysłu alkoholowego, bo widzę, że w tej chwili ponownie podejmuje on atak przeciwko jej zapisom, zalecającym ograniczanie konsumpcji. Został opracowany specjalny dokument imitujący pięć zasad etycznych Europejskiej Deklaracji ws. Alkoholu, w którym prawie każdy punkt podkreśla sprawę zapewnienia konsumentowi wolności wyboru.
Czy będziemy umieli rozpoznać takie działania i bronić się przed nimi? Czy potrafimy postawić tamę machinacjom potężnego alkoholowego biznesu? To sprawa nie tylko zdrowia i życia, ale również wolności i autonomii tysięcy ludzi.