Strona domowa > Artykuły > Pewna Historia – O godne życie

Pewna Historia – O godne życie

Godne życie należy się każdemu. Dedykuję te słowa kobietom zniewolonym. Jestem na początku nowej drogi życia. Jakiej? Jeszcze nie wiem. Z tej drogi wyrzuciłam strach, który do tej pory mi towarzyszył. Strach miał naprawdę wielkie oczy, tak ogromne, że wydawało mi się, że nigdy go nie przezwyciężę. To było okropne uczucie. Przez wiele lat żyjąc w strachu o siebie, o dzieci, o jutro, o byt, nie potrafiłam zmierzyć się z nim, tylko dwadzieścia pięć lat go pielęgnowałam. Najpiękniejsze lata mojego życia zmarnowałam na walkę z alkoholizmem mojego męża.

 

REKLAMA
Nie przypuszczałam, jak ogromny jest to przeciwnik. Walka moja nie mogła skończyć się powodzeniem, ponieważ tak naprawdę nie szukałam konkretnych rozwiązań. Walczyłam na oślep, po omacku. Wiele razy mówiłam sobie, że nie wytrzymam już tego dłużej, a jednak wciąż trwałam. Alkohol pity przez mojego męża rządził całą naszą rodziną. Przez lata narastały we mnie bunt, złość i nadzieja, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że jego władza się skończy. Teraz już wiem, że decyzja musiała dojrzeć we mnie. Pomógł mi w tym przykry przypadek – choroba mojego męża. Ja, jak twierdził mój mąż, osoba nienadająca się do niczego, nagle miałam stawić czoło rzeczywistości. Wszystkie sprawy związane z wykonywanym zawodem spadły na mnie niespodziewanie. Co dziwne, strach zniknął. Dotarły do mnie niesamowite rzeczy. Odkryłam w sobie ogromne pokłady przedsiębiorczości. Było mi bardzo trudno i ciężko fizycznie, przytłaczało mnie zmęczenie, ale dla mnie najważniejsze było moje samopoczucie psychiczne. Stawałam się wolna i niezależna. Nie wpadłam w panikę – nawet przez chwilę nie pomyślałam, że nie dam sobie rady. Poczułam ogromną ulgę wychodząc z kokonu, który podduszał mnie przez wiele lat. Odkryłam w sobie na nowo chęć do życia, do innego życia.
To nowe odkrycie dodawało mi sił, aby robić z własnym życiem porządek. Najpierw chciałam oczyścić się z toksyn, które nagromadziły się w mojej psychice i sercu, i małymi kroczkami, iść naprzód. Ten strach z dużymi oczami stał się w końcu bardzo malutki. Warto pozbyć się strachu, by nie paraliżował „nowego” życia, warto zmieniać to życie, gdy brak w nim miłości, szacunku i zrozumienia.
 Ja właśnie do tego dążę i wiem, że nie zboczę już z tej drogi – mojej drogi. Czuję się znacznie lepiej, częściej się uśmiecham, jestem wesoła i spokojniejsza. Moi najbliżsi też zauważają poprawę mojego wyglądu i samopoczucia. Czy czegoś żałuję? Najbardziej chyba żal mi tych pięknych chwil i spraw, które były obok mnie, a ja ich po prostu nie dostrzegałam. Teraz już wiem, że nie warto było próbować naprawiać coś, co naprawić się nie dało. Godne życie należy się każdemu.
List do męża
Bardzo długo przymierzałam się do napisania tego listu. Nie chcę w żaden sposób przypominać sobie o tym, co było. Co prawda nie da się wymazać tych lat, ale mogę je chociaż schować gdzieś głęboko w pamięci, żeby nie zatruwać życia sobie i innym.
Nie chciałeś rozmawiać o przeszłości twierdząc, że chcesz iść do przodu, a każde moje słowo to szpilka wbijana w serce. Postanowiłam więc zamknąć ten temat milczeniem i zająć się bezwarunkowo sobą. Kielich moich upokorzeń, wstydu, rozpaczy i bezsilności przepełnił się. Powiedziałam: DOŚĆ!!!! Chcę Ci napisać o tym, co czułam, gdy piłeś. Są to moje odczucia, moje przeżycia, mój ból, moje cierpienie. Sposób Twojego picia był dla mnie obcy i nowy. Nigdy wcześniej nie zetknęłam się osobiście z takim rodzajem spożywania alkoholu wśród moich najbliższych i chyba z tego powodu, nie znając problemu, nie wiedziałam, jak się zachować. Był to bardzo dla mnie wstydliwy temat. Ogarniało mnie przerażenie, obawa przed tym, co inni powiedzą. Nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc w związku z Twoim problemem alkoholowym. Żyłam w zakłamaniu, udając, że nic złego się nie dzieje. Sama nie wiem, jak udało mi się pozostać przy zdrowych zmysłach po 25 latach z Tobą, przecież długotrwała przemoc, fizyczna i psychiczna może doprowadzić do chorób psychicznych.
Ten Twój alkohol bardzo skrzywdził mnie i dzieci. Dopiero teraz zaczynam to odkrywać, zadaję sobie pytanie dlaczego i nie znajduję odpowiedzi. Próbowałam się zmagać z tym nałogiem, ale nie zdawałam sobie sprawy,jaki to ciężki przeciwnik. Tak bardzo mnie to wymęczyło, że odechciało mi się wszystkiego, co dotyczy naszego wspólnego życia. Ono toczy się jeszcze jak rozpędzone koło, ale niepielęgnowane, bardzo jest już zmęczone. Coraz bardziej dociera do mnie, że to ja jestem najprawdziwszą ofiarą alkoholu, który, wedle Twoich twierdzeń, był Ci potrzebny do walki z ojcem. Czy warto było? Czy nie przypuszczałeś, jak wiele może nas kosztować ta Twoja walka? Ja w tym całym obłędzie alkoholowym zatraciłam siebie, swoją osobowość, swoje ja. Na siłę chciałeś mnie zmienić, ale do dziś nie wiem na kogo. Ciągle było coś nie tak w moim zachowaniu, w moim wyglądzie, w moim postępowaniu. Piłeś i ze złości i z radości, każda sytuacja była dobra, żeby wypić. Z czasem zbrzydły mi wszystkie nasze wspólne spotkania towarzyskie, bo po każdej takiej imprezie musiałeś jeszcze dopić i wtedy zazwyczaj szukałeś byle pretekstu do awantury. Gdy się nie odzywałam – było źle – bo „nie potrafię myśleć”, jak coś mówiłam – było źle – bo nie po Twojej myśli. I tak w kółko, do znudzenia i obrzydzenia. Gdy udawało mi się uciec przed taką „rozmową”, były niekończące się nocne telefony, przychodziłeś pijany z pracy do domu i wytrząsałeś się nade mną. Próbowałeś tak samo postępować z naszymi dziećmi, które, widząc moją milczącą zgodę, ze strachu przed Twoją agresją nie potrafiły się tej sytuacji przeciwstawić. To właśnie strach przed agresją paraliżował mnie. Bałam się bicia, Żyłam w ciągłej panice. Czułam ogromną złość na Twoje postępowanie ze mną i dziećmi. Zwłaszcza, że bardzo skutecznie trzymałeś mnie w tym strachu, wielokrotnie grożąc pobiciem. Była ofiara, więc trzeba było mieć ją w zasięgu ręki, bo gdzie wyładować się miały Twoje emocje?
Na mojej twarzy, głowie, ciele. Ciągle mi powtarzałeś, że sobie bez Ciebie nie poradzę, że nikt poza Tobą by mnie nie zechciał, bo nie nadaję się do niczego. Tylko Twoje zdanie się liczyło, tylko Twoja racja była prawdziwa. Nie miałam prawa myśleć samodzielnie, tylko tak jak Ty. Żadnych odstępstw. Gdy mieszkaliśmy w cukierni, bardzo bałam się Twoich powrotów do domu, gdy po pijanemu wsiadałeś do samochodu, a później zmuszałeś mnie do „rozmowy”. Gdy nie chciałam wstać z łóżka, polewałeś mnie wódką lub winem próbując zmusić do wykonywania Twoich rozkazów. Wyzywałeś mnie przy tym od najgorszych szmat. Te zdarzenia utkwiły w pamięci naszej córce (była wtedy w wieku przedszkolnym i szkolnym).Świadomość krzywdzenia jej mamusi wywarła ogromny wpływ na jej psychikę. Mimo że byłeś ojcem, gdy dzieci Cię potrzebowały, Twoje picie było ważniejsze. A gdy im mówiono, że ich ojciec jeździ po pijanemu taksówką i ledwie trzyma się na nogach, wstydziły się Ciebie. Taksówkarze przywozili Cię zalanego w trupa. Bardzo wtedy się bałam. Często też włóczyłeś się po pijanemu po mieście, wchodziłeś do naszego sklepu, wytykałeś błędy ekspedientkom lub obiecywałeś nierealne podwyżki i premie. Ja próbowałam trzymać fason i udawałam, że nic złego się nie dzieje. Potem ciężko odchorowywałam każdą taką sytuację. Czułam się bardzo upokarzana i oszukiwana przez człowieka, którego darzyłam ogromną miłością. Byłam smutna, apatyczna, brakowało mi chęci do życia. Dzieci i najbliżsi nie potrafili zrozumieć mojego poświęcenia i trwania. Dla mnie liczyła się praca i mąż. Nie miałam czasu dla dzieci. Lecz Ty nie szanowałeś ani mojej pracy,ani swojej. Całodzienny utarg potrafiłeś wydać na taksówkę i picie w lokalu z wielkim gestem. Nieważne było, co będzie dalej, wtedy liczyła się tylko ta chwila. Gdy wracałeś z tych imprez, dotąd bełkotałeś, aż zamroczony alkoholem  padałeś głową na stół, a potem spałeś jak zabity na podłodze pomiędzy petami, jedzeniem i flaszkami po alkoholu. Cóż to były za widoki…A ja, w roli służącej, szybko sprzątałam cały bałagan, aby skutecznie zatrzeć ślady Twoich libacji. Wielokrotnie usługiwałam też, podając jedzenie, na organizowanych przez Ciebie imprezach alkoholowych. Było to bardzo upokarzające. Wielokrotnie też po pijanemu wywracałeś na zapleczu sklepu meble, tłukłeś wszystko, co Ci wpadło w ręce, rzucałeś przedmiotami po ścianach.A po takiej akcji mówiłeś do mnie: „no to jak mnie sprowokowałaś do tego,to teraz wszystko posprzątaj”. I ja znów, wypełniona po brzegi poczuciem winy, wchodziłam w rolę posłusznej żony i wykonywałam Twoje polecenia.I, szczególnie przed dziećmi, tuszowałam ślady Twojej agresji. Ciągle usprawiedliwiałam Twoje zachowanie przed nimi lub po prostu odsyłałam je do dziadków. Czy to był błąd?

Do dziś jest to temat tabu między mną a dziećmi. Najgorsza była bezsilność i doświadczanie krzywdy. Strach przed Twoją agresją rósł, a moje poczucie wartości malało. Żyłam w ogromnym poczuciu winy i bałam się o tym rozmawiać, aby nie wywoływać kolejnego ataku. I tak latami brnęłam w ślepy zaułek. Sił do przetrwania dodawały mi dzieci, bo inaczej zapewne dopełniłyby się moje samobójcze myśli. Wielokrotnie jadąc samochodem myślałam o zderzeniu czołowym, by śmierć była szybka i bezbolesna. Innym razem,gdy o różnych porach nocy budziłeś mnie, by wywalić swoje pijackie żale, marzyłam, by uciec od Ciebie jak najdalej. Bo najpierw mnie wyzywałeś, a potem wulgarnie wyganiałeś i zmuszałeś do zawożenia Cię po następną dawkę alkoholu. Czułam wtedy porażkę, bo znów rósł strach przed Tobą.

Latami narastały we mnie wściekłość, wrogość, gniew i niechęć do Ciebie. Wielokrotnie myślałam, że Twoje zapicie się byłoby wybawieniem dla mnie i dla dzieci. Zwłaszcza one dawały mi sygnały, że dłużej tego nie zniosą i wyprowadzą się do babci lub do jakiś znajomych. Dziwiły się, że daję tak sobą manipulować i z pokorą znoszę Twoje postępowanie. Niemożność zapewnienia im poczucia bezpieczeństwa potęgowała moją złość i nienawiść do Ciebie. A Ty oczekiwałeś ode mnie bezwzględnego posłuszeństwa. Chciałeś mnie uzależnić od siebie. Sprzeciwiałeś się moim wizytom u lekarza. Spotkania z koleżankami traktowane były jako bunt przeciwko Twojej osobie. Najlepiej byłoby, gdybym miała dwie duże kule u nóg,
które zupełnie ograniczałyby moją swobodę. Żyłam tak, jakbym miała te kule. Niewiele było mi wolno. Praca i dom bez poczucia bezpieczeństwa. Cierpiałam, a jednocześnie dodawałam sobie w myślach otuchy, że nadejdzie taki dzień, kiedy powiem STOP! I nie pozwolę się już krzywdzić. Piękne uczucie miłości zostało zdeptane i zalane alkoholem. Żyjąc z Tobą, przez te wszystkie lata nauczyłam się żyć samotnie. Ty stałeś się bardziej obcy niż bliski. Nie boję się samotności.

Swoje życie układam na nowo – bez Ciebie. Osiągam spokój i dobrze się czuję.
Czas, który jest mi jeszcze dany, zamierzam wykorzystać na sprawy przyjemne i radosne, bez odwoływania się do tamtych przeżyć. Przecież one i tak pozostawiły ogromną rysę na moim sercu.
Czy Ci jeszcze zaufam?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.