Najlepszym i najskuteczniejszym udziałem w poprawianiu świata jest odnalezienie spokoju w sobie samym.
Istnieje wiele sposobów na życie, jak również wiele narzędzi, którymi posługując się, można żyć łatwiej. Jednym z nich jest humor. Gdy napotykamy trudności i wchodzi nam na plecy nieznośny ciężar niewystarczalności lub poczucie winy, humor pozwala uczynić życie lżejszym, pomniejszyć wagę szaleństwa, w które dobrowolnie się wpakowaliśmy. A życie zostało nam przecież dane po to, abyśmy się nim delektowali i rozkoszowali! Mamy czerpać z niego garściami, śmiać się i być szczęśliwi – byle nie kosztem innych ludzi.
Czy takie podejście nie pachnie utopią, a co najmniej brzmi niepoważnie? Naturalnie, że tak. Jak można całe życie przetrwać z wmontowanym w twarzy beznadziejnym uśmiechem! Wychodzi więc na to, że sami dobrowolnie zezwalamy, aby było przygarbione. Aby sztucznie wymyślone zmartwienia i funta kłaków warte problemy swobodnie nas bombardowały.
Poświęcamy cały nasz wysiłek i uwagę temu, co dzieje się na zewnątrz, wokół nas. Podstawą wszelkich stresów jest przekonanie, że otaczający świat zajmuje nam zbyt wielką przestrzeń, ze stratą dla nas samych, naszego osobistego, cudownego świata. Wielu opowiada, iż w czasie poważnej choroby, często na progu śmierci, zbliżyło się do siebie, że po raz pierwszy poznawali własne wnętrze, swoją duszę. I było im przykro, żałowali, że żyli dotychczas tak sucho i wyłącznie na zewnątrz.
Ten film nie musi się kręcić tylko w jedną stronę. Dzień jest kontynuacją marzeń sennych. To nieprawda, że życie to życie, a sny to sny. Wszystko, co nas spotyka – wszystko – współbrzmi jednym dźwiękiem, tylko jego częstotliwość jest różna. Rzecz w tym, aby również poprzez sny, poprzez marzenia, poznać śniącego, poznać siebie, a nie tylko wsłuchiwać się w projekcję zdarzeń, które nazywamy konkretnym życiem.
Czyż nie może być tak, że wszystko, co przeżywamy, nawet w stanie czuwania, jest snem? W dzień przybiera on fizyczne kształty, staje się realny, w nocy zaś zamienia się w marzenia senne. Niefrasobliwie oddzielamy sny od jawy, a oba stany mogą być równie realne, lub równie nierealne, kto wie?
Wsłuchajcie się uważnie w swoje myśli. Ile w nich marzeń, marzeń na jawie! Sporo wielkich tego globu, na przykład Szekspir, najpoważniej w świecie twierdziło, że życie jest ulotną konstrukcją, snem tylko.
Z chwilą, gdy wiadomo kto śni, gdy masz świadomość, że śnisz, można zmienić koszmar w piękny sen. Prawie każdy z nas przeżył świadomość snu i posiada wiedzę, że może przerwać przerażającą czasami senną makabrę, gdy tylko zechce. Czyż nie jest to dowód na to, iż jesteśmy czynnymi uczestnikami w procesie tworzenia snu, że możemy nim sterować w kierunku, który sami wybierzemy?
Podobnie jest z życiem poza snem. Jesteśmy w stanie, mamy wystarczającą ku temu moc, aby zmienić zarówno sen, jak i sen na jawie – to, co nazywamy konkretną rzeczywistością, w której bierzemy udział. Ale, aby projekcja ta zaczęła działać, niezbędne jest uświadomienie sobie, że to, co aktualnie przeżywamy, kłopoty z którymi się borykamy, są produktem naszych własnych wysiłków, że stworzyliśmy swoje życie sami.
Dopóki będziemy wierzyli, że zdarzenia, z którymi jesteśmy konfrontowani, są wymierzone przeciw nam, że wchłania nas ciemność, że za nasze niepowodzenia winę ponoszą inni ludzie, dopóty będziemy ofiarą. I nie chodzi tu o rzeczy skomplikowane, lecz o zbratanie się z sobą samym, porzucenie konfliktowych myśli. Tylko i aż tyle.
Sposób, w jaki opisujemy świat, ma na nas wpływ. Stajemy się takimi, jak mówimy. Mamy jednak umiejętność dokonywania wyboru. Ale – uwaga – to broń obosieczna. Możemy akceptować i możemy odrzucać zarówno zło, jak i dobro! Jedno w każdym razie powinniśmy sobie uzmysłowić: nie mamy żadnych zobowiązań w stosunku do dwulicowości, fałszu, agresji, zła. Żadnych!
Najlepszym i najskuteczniejszym udziałem w poprawianiu świata jest odnalezienie spokoju w sobie samym. Niesiemy w sobie wiele przeciwstawnych uczuć. Codziennie stajemy przeciw sobie, myślimy jedno, a realizujemy co innego, przyrzekamy jedno, czynimy drugie. A przecież wiemy, bez najmniejszych wątpliwości wiemy, gdyż mamy to zakodowane w naszych psychicznych genach -jak żyć, aby czuć i mieć się dobrze.
Przypomnijcie sobie oglądane i przeżywane nie tak dawno sceny. Ot, choćby kawalkadę roześmianych twarzy noworocznej nocy. I pomyślcie, że tak było tej nocy na całym świecie, że cała planeta kipiała radością i weselem. Gdzie byli wtedy ci Źli, gdzie byli ci Inni? Zniknęli, wypadły im zęby, nie mieli czym gryźć, nie mieli czego na Ziemi szukać! W jednej chwili, bez wysiłku i z uśmiechem potrafiliśmy wymazać zło z całej Ziemi! Czy pojmujecie teraz jacy jesteśmy silni? I jacy głupi, jacy beznadziejnie głupi, dopuszczając, dobrowolnie dopuszczając, Tych Upadłych do konfidencji i słuchając ich podszeptów!
„Nieznany Świat” 9 (117) / 2000