Jeszcze dwa lata temu odbierał Medal im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego, a teraz Jerzy G., jeden z najlepszych i najbardziej płodnych bydgoskich literatów, nie radzi sobie z codziennym życiem, a administracja spółdzielni „Zjednoczeni” grozi mu eksmisją.
– Od tego tylko krok do eksmisji – obawia się pani Maria, jedyna krewna pisarza, która próbuje go ratować. Pomogła mu uzyskać rentę i usługi opiekuńcze z ROPS (dwa razy w tygodniu), bo pisarz z normalnym życiem już sobie nie radzi.
W latach 80. i 90. Jerzy G. miał najbardziej twórczy okres. Jego opowiadania publikowały prestiżowe pisma: „Twórczość”, „Tygodnik Kulturalny”, „Literatura” i „ Nurt”, a nagrody literackie sypały się jedna za drugą. Świetnie udokumentowana proza historyczna z elementami fantastyki też przysporzyła mu fanów.
G. nigdy nie stronił od kieliszka, ale dopiera depresja i samotność wrzuciły go w szpony alkoholizmu. Dopadły pisarza, gdy stracił rodziców, a choroba oczu, nóg i paru innych narządów nie pozwoliły wsiąść do kajaka i zabić chandry.
Jak pomóc komuś, kto nie chce się leczyć, a po spożyciu alkoholu staje się groźny dla siebie i otoczenia?
– Skierować na odwyk! – brzmi odpowiedź, ale w Polsce przymusowego leczenia alkoholizmu nie ma i nawet jeśli sąd orzeknie zamknięte leczenie, alkoholik może opuścić odwyk bez dokończenia terapii.
– Jurek powinien uczęszczać na dzienną terapię odwykową, bo się do tego zobowiązał, ale prawda jest taka, że chodzi tam w kratkę albo pijany, więc w grę wchodzi tylko terapia w zakładzie zamkniętym albo ubezwłasnowolnienie na czas wyleczenia z nałogu – uważa Robert Lubrant, znany działacz społeczny, który przekonuje, że pisarz wymaga natychmiastowej pomocy, bo choroba go niszczy.
– To człowiek o ogromnej wiedzy i talencie, więc trzeba go za wszelką cenę uratować! – apeluje.
Podobnego zdania jest kurator Maria Jagodzińska. – Skierowałam do sądu wniosek o zmianę nakazu stacjonarnego leczenia odwykowego na przymusowe w zakładzie zamkniętym – mówi.
Problem w tym, że pisarz, podobnie jak inni alkoholicy, przekonuje, że nie jest chory.- Sąsiadom też spokoju nie zakłócam – zapewnia. Rozmawiamy z nim, gdy jest zupełnie trzeźwy. Pisze właśnie artykuł do „Twórczości”, a w szufladzie ma rękopisy nowych utworów.
– Trzeba mieć w życiu jakiś cel – mówi i szczerze wyznaje, że samotność go zabija.
– Od wielu miesięcy nie spotykamy Jurka na imprezach literackich, ale nie da się nikogo na siłę wyciągać z domu – słyszymy od członków bydgoskich stowarzyszeń literackich.
– Jeszcze rok temu wysłalibyśmy Jurka do Obór pod Warszawą, gdzie był ośrodek twórczy dla pisarzy – z hotelem dla tych, którzy nie mają gdzie mieszkać, ale miesiąc, niestety, temu ośrodek zamknięto – ubolewa jego kolega, pisarz Ryszard Częstochowski.