sobota, 27 kwietnia, 2024


Strona domowa > Artykuły > Walka o czas

Walka o czas

Nasze TERAZ zawiera coraz mniej chwil, dlatego coraz szybciej mija, dlatego mamy subiektywne poczucie, że czas biegnie coraz prędzej. Niestety kontakt ze sobą i ze światem, ten najbardziej bezpośredni, głęboki i barwny, możemy mieć tylko we wnętrzu TERAZ, dlatego jego ograniczenie prowadzi do zubożenia naszego życia.

REKLAMA

 

Tak wiele osób zauważyło w ostatnich latach zjawisko przyspieszenia czasu, że aż niektórzy przypisują je „czemuś we wszechświecie”. Ale chyba wszechświatowe procesy dzieją się we własnym rytmie, ludzie natomiast, pewna ich część, żyją bardzo szybko – jakby wsiedli do wściekłej motorówki.

Początek jest zwykle przyjemny. Podejmujemy jakieś wyzwanie – nową pracę, czy dodatkowe zobowiązanie. Musimy działać szybko i efektywnie, a do tego nasi najbliżsi, zakupy, pranie, sprzątanie, zmywanie, gotowanie, prasowanie, czytanie, gimnastyka… a wypoczynek? A twarz – włosy – ręce? Wydarzenia kulturalne? Zdrowie? Pity? Dokształcanie? Przyjaciele? Pan Bóg?

W szybkim tempie przechodzimy od tematu do tematu, uczymy się robić kilka rzeczy na raz, a niektóre odsyłamy na potem, do przyszłości. Czas płynie szybko. Jesteśmy potrzebni wielu sprawom. Ani chwili oddechu, ani chwili pustki. Realizowane zadania, niekoniecznie wszystkie, jednak kończą się sukcesem. Przez nasze ręce zaczynają przepływać pieniądze – większe niż dotąd. Pracujemy w sobotę. I trochę w niedzielę. Coraz później chodzimy spać. Rośnie nasza samoocena, poczucie mocy. Płyniemy w głównym nurcie. Jesteśmy ważni, potrzebni, efektywni. Przez cały tydzień, na okrągło, żyjemy w dużym tempie.

Nadchodzi drugi etap – „walka o czas”. Najpierw spostrzegamy, że trochę gubimy się w datach. Znowu mamy urodziny? Tak szybko? Często mówimy: „brakuje mi czasu”! Co to znaczy? Na co brakuje? Choćby na rzeczy nieprzewidziane. Nasz kalendarz jest ciężki od terminów, których zobowiązani jesteśmy dotrzymać. Nie budzimy się rano z radosnym pytaniem: „a co to dziś przyniesie nam dzień?”. W naszym życiu nie powinno pojawić się nic więcej, niż to, co zaplanowaliśmy. System nie ma żadnych rezerw. Ale… dzieci czasem chorują… samochody się psują… komputery mogą się zawiesić… Albo stanie się coś gorszego. Pojawiają się drobne katastrofy – z czymś nie zdążamy, albo musimy przyspieszyć ponad siły. Napięcie rośnie. Zaczynamy „walkę o czas”. Zaopatrujemy się w stosowne notesy i wszystko planujemy co do minuty. Plan jest napięty. Każda chwila jest cenna.

Rezygnujemy ze spraw, które nie są najpilniejsze. Znowu coś przekładamy w przyszłość. Kupujemy samochód (jeśli nie mieliśmy), albo drugi w rodzinie, zmywarkę, suszarkę i kuchenkę mikrofalową, licząc na to, że maszyny pozwolą nam oszczędzić czas.

Jednak konsekwencje naszego postępowania są opaczne do zamierzonych. Maszyny, skracając czas realizacji jednych zadań, umożliwiają nam podjęcie innych. Im zaś więcej zadań, tym szybciej, w subiektywnym odczuciu płynie czas. W dodatku, paradoksalnie natura czasu sprawia, że płynie on tym szybciej, im wyższą wartość przypisujemy każdej jednostce czasu.

Etap trzeci zaczyna się w momencie refleksji, że coś jest nie w porządku. Zwykle wiąże się to z jakimś wydarzeniem, czasem bardzo drobnym, np. takim o jakim opowiadała mi znajoma nauczycielka, osoba ambitna i obowiązkowa (tym ludziom kłopoty z czasem najbardziej dają się we znaki): „Wybiegłam z synem z domu trochę za późno. Był piękny poranek. Nagle zauważyłam, że jest jesień, z drzewa przed domem powoli spadały liście. Adaś powiedział „Zobacz mamo, jak ładnie…”, a ja odpowiedziałam: „Pospiesz się, bo nie zdążymy”. I pomknęliśmy biegiem do samochodu. Ale potem pomyślałam sobie – jaki sens ma jesień, jeśli nie widzi się powoli spadających liści z drzew? Tylko, że tego nie da się zobaczyć szybko!”

Zaczynamy przyglądać się naszym stosunkom z czasem i stwierdzamy, że – jak dla nas ¬biegnie nie tyle „szybko”, co „za szybko”. To znaczy, że na coś ważnego może go nam nie starczyć. Na coś, co powinno być w naszym życiu, jeśli ma ono mieć głębszy sens… Tymczasem dociera do nas, że jesteśmy przeciążeni. Przedtem różnorodność i tempo wydarzeń sprawiało nam przyjemność, teraz – jesteśmy przestymulowani. Zbladły kolory świata. Uczucia nie mają swojej głębi. Trzeba zwolnić. Trzeba odpocząć. „Tak!” mówimy i w wolny dzień zabieramy się za odrabianie zaległości. Trzeba w końcu zrobić to, co odkładaliśmy w przyszłość. Porozmawiać z dzieckiem, zadzwonić do przyjaciół, odpowiedzieć na listy. I przeczytać książkę. I zrobić porządek w szafie.

Po kilku próbach rozumiemy już, co się stało – nie umiemy odpoczywać. Nie mamy na to czasu. Stale stawiamy sobie nowe zadania, które są pomostami w przyszłość. Ale nie umiemy się zatrzymać. Nie umiemy zwolnić czasu.

Co się właściwie stało? Dlaczego my, z naszymi notesami, organizerami, pralkami, samochodami i wiedzą fruniemy jak wiatr przez coraz bardziej skracające się życie, podczas gdy nasze babki i dziadkowie mieli czas na wspólne milczenie, na haftowanie serwetek, na niedzielne spacery? Jedna z odpowiedzi brzmi „Bo doszło do drastycznego skrócenia TERAZ” Już św. Augustyn zwracał uwagę, że chociaż dzielimy czas na przeszłość – teraźniejszość przyszłość, to jednak realne istnienie przysługuje tylko teraźniejszości. Tymczasem życie w świecie pilnych zadań, w świecie „pospiesz się, za chwilę wychodzimy”, powoduje drastyczne skrócenie TERAZ, na mecz koncentracji na tym, co ZARAZ, czego jeszcze nie zrobiłam, co należy jeszcze podjąć. Nasze TERAZ zawiera coraz mniej chwil, dlatego coraz szybciej mija, dlatego mamy subiektywne poczucie, że czas biegnie coraz prędzej. Niestety, kontakt ze sobą i ze światem, ten najbardziej bezpośredni, głęboki i barwny, mniemy mieć tylko we wnętrzu TERAZ, dlatego jego ograniczenie prowadzi do zubożenia naszego życia.

Bardzo ciekawe efekty można uzyskać za pomocą prostego eksperymentu. Potrzebny nam będzie do tego jeden cały dzień, może być z nocą, ale musi to być dzień niczym nie zajęty, po prostu pięknie pusty. Wchodzimy w ten dzień z instrukcją „od początku do końca nie stawiam sobie dziś żadnych zadań”. Oczywiście, jeśli uda nam się zaprosić do tego eksperymentu najbliższych, z którymi jesteśmy na co dzień – a tak byłoby najlepiej – nie należy oczekiwać, że zanurzymy się w bezczynnej medytacji. Ale też wcale nie o to chodzi. Rzecz w tym, by nie załatwiać niczego „do przodu”, niczego, co jest potrzebne przyszłości a nie teraźniejszości. Zjemy, gdy zgłodniejemy (proponuję jak najprostszy posiłek, w innym bowiem razie pochłonie nas zadanie robienia obiadu). Być może zdarzy się ciekawa rozmowa (odpuszczamy sobie jednak cele wychowawcze wobec dzieci) – nie myślimy dzisiaj o tym, jakimi powinni być ludźmi, jak dorosnąć. Może w coś się pobawimy, albo pójdziemy na spacer? Walne jest, by trzymać się TERAZ, odsuniętego od przeszłości i przyszłości, szerokiego, głębokiego i wysokiego TERAZ. Dobrze byłoby zrobić ten eksperyment gdzieś, gdzie obok dostępna jest duża przestrzeń – pod gołym niebem, na polu, nad morzem czy w górach, ale niekoniecznie. Z pewnością jednak należy wyłączyć drapieżne pochłaniacze czasu – telewizor i komputer. Oczywiście nie będzie to łatwe. Najdzie nas pokusa, aby szybciutko na boku coś jednak „ załatwić”, zrealizować, „przeprowadzić”. Jeśli jednak wytrwamy, czeka nas nagroda – bardzo długi, niezapomniany dzień, dzień jak dwa dni, albo i tydzień. Naocznie zobaczymy, jak zwalnia czas. I może wypłynie stąd dla nas jakaś życiowa nauka.

Marie Fijewska – Król
Autorka jest psychologiem, trenerem PTP, psychoterapeutą w Poradni INTRA,

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.