niedziela, 28 kwietnia, 2024


Strona domowa > Alkoholizm > Kac, klin i urwany film…

Kac, klin i urwany film…

Ojciec pił i dziadek – w świetle opowiadań babki – bynajmniej nie stronił od gorzałki. Ale Waldek zażegnywał się, że nigdy dobrowolnie nie zajrzy do kieliszka. Podobno za kawalerki już sam widok wódki przyprawiał go o mdłości. A jakby dołączyć do zestawu papierosy… – A fuj! – zamykał temat i skupiał się na planach.

REKLAMA

 

Założy warsztat! Zarobi nieco grosza i sam dla siebie będzie panem. Nie tak jak ojciec! Stary był hydraulikiem – całkiem niezłym fachurą do czasu, gdy trzymał pion! Kiedy po kolejnej wpadce rozniosło się, że lepiej od udrażniania rur idzie mu wlewanie w siebie, klienci zastosowali „w tył zwrot”. Stoczył się na dno. – Ze mną będzie inaczej – obiecywał młody. I zaciągnął kredyt: na biznes i zaufanie.

Kto nie pije…

– Gdzie byłeś? – żona przywitała go w drzwiach. – Robotę mam, to i po nocach trzeba – rzekł cicho. Przysiadł na taborecie i spowolnionymi ruchami usiłował zdjąć serdak. – Piłeś? – spytała. Tyle że w sposób, jaki domaga się zaprzeczenia! A przecież wyraźnie wyczuwała odór. Mętny wzrok Waldka też go zdradzał… – Piłeś! – już bardziej stwierdziła niż dociekała. – Jedno piwo! – odburknął. Nie dowierzała. Ale wtedy on zaczął mowę obronną. Że jemu też się coś od życia należy. Poza tym kto nie pije, ten ma robale i gnije! Machnęła ręką. Jednak na znak protestu przeniosła się z kołdrą do dziecięcego…

Z rana Waldek oznajmił jej, że nie idzie na Mszę, ponieważ źle się czuje. Narzekał na ból głowy i kołatanie pod sercem. Podejrzewał grypę, bo rzekomo dołączyły dreszcze. – Kaca masz i tyle! – żonie przeszło współczucie. Wykrzyczała mu wstyd dzieci oraz własną krzywdę. Nie reagował. A wychodząc, usłyszała zza przymkniętych drzwi, że męczą go torsje.

Wieczorem usiłowała klarować mężowi, że każdy nałóg trzeba niszczyć w zalążku. Że bank nie popuści, a on od dawna zawala terminy. Patrzył tępo. Późno w nocy dobiegł ją hałas zamykanych drzwi. Przeczuwała, że wyszedł na łów i wróci nietrzeźwy.

Wiem, kiedy przestać

Kiedy życie rodzinne zaczyna koncentrować się wokół picia, trudno ocalić proporcje. Troska o dzieci zeszła na dalszy plan. Podobnie jak jej staranie o własny wygląd i schludny dom. Pamiętała, że jako żona zobowiązała się trwać przy mężu na dobre i na złe. A chciała ze spokojnym sumieniem stanąć przed Bogiem! Mimo tego na wesele kuzynki szła niechętnie. Bo też z góry przeczuwała, czym skończą się Waldkowe zapewnienia, że głupi nie jest i wie, kiedy przestać. Ale że słabą wolę tym łatwiej złamać…

Z niepokojem przypatrywała się znikającym kieliszkom i zagroziła, że wyjdzie, jeśli on nie odmówi kolejnego. Nie przestał. Zaś rano nie pamiętał nawet, że wróciła bez niego, ani jak sam trafił do domu. Wieczorem wybrał się na poprawiny. Wtedy nie wytrzymała i doszło do rękoczynów. Po scysji poszedł spać. A nad ranem ona wyprowadziła się do matki. Kochała Waldka, ale czuła, że jako matka nie może narażać dzieci. Nawet poprosiła o radę księdza. Doradził, aby walczyła o męża, ale też, że z czasem jedynie postawienie uzależnionego pod ścianą, może przynieść efekt.

Zahaczył o ciąg

Przyjeżdżał. Kajał się. Tłumaczył, że wraz z ich odejściem wszystko straciło sens. W końcu uciekł się do szantażu, iż dopiero teraz się rozpije i to ona będzie odpowiedzialna za rozpad rodziny. Wygląd Waldka sugerował, że zahaczył o ciąg! Uległa, ale wcześniej musiał jej przysiąc, że skończy z piciem.

Tyle że nadszarpnięte zaufanie wzmaga czujność… Z czasem miała dość życia w nieustannej gotowości i kontrolowania. Później znalazła butelkę za stertą gratów w warsztacie. Obserwowała męża i widziała, jak wielkie pustki w jego organizmie powoduje alkohol. Z każdym dniem mocniej też utwierdzała się w przekonaniu, iż bez profesjonalnej pomocy nie poradzą sobie: ani ona, ani on. Waldek bronił się, że tylko dzięki porannemu klinowaniu jest w stanie funkcjonować w miarę normalnie. W swoim przekonaniu pił, żeby nie cierpieć. A nie rozumiał jeszcze, że cierpi właśnie dlatego, iż nie potrafi rozstać się z butelką.

********

LECH ZAKRZEWSKI, TERAPEUTA

Istnieje 5 osiowych objawów uzależnienia od alkoholu. Pierwszym z nich jest nieumiejętność zatrzymania rozpoczętego picia. Po drugim czy trzecim wychylonym kieliszku uzależniony łapie „lejca” i pije do upadłego. A więc dotąd, dopóki ma alkohol, albo do momentu uśnięcia. Nieumiejętność zatrzymania bywa też nazywana bezsilnością wobec picia. Kolejny objaw to nieprzyjemne dolegliwości po przebudzeniu. Trzęsą się ręce, boli głowa, żołądek, w ustach pojawia się niesmak… Z medycznego punktu widzenia są to typowe objawy abstynencyjne, czyli symptomy odstawienia – zaznacza. A fakt, iż niewiele pamięta się z poprzedniego dnia, to nic innego jak oznaka urwanego filmu. Ktoś taki nie wie, co robił: gdzie był, ani z kim i o czym rozmawiał. Mimo że kolega może mu powiedzieć: „Słuchaj, chodziłeś wczoraj normalnie i dało się z tobą dogadać!”.

Nawiązując do objawów abstynencyjnych: drżących rąk i bólu głowy – zdrowy człowiek, szukając lekarstwa, sięgnie po wodę gazowaną lub niegazowaną bądź herbatę z cytryną. A wszystko w celu uzupełnienia płynów w organizmie. Człowiek uzależniony złapie za alkohol. Zechce wypić, by wrócić do formy. Czwartym osiowym objawem jest spożywanie trunków na kaca, czyli po to, aby zniwelować dolegliwości spowodowane upiciem się poprzedniego dnia. Trunek poprawi samopoczucie. Poczuje się lepiej i do wieczora znów się upije… Albo potrafi pić kilka dni pod rząd: wpaść w ciąg! Jako symptomy bywają też odczytywane zmiany w wyglądzie: to, że ktoś jest nieogolony, brudny, cuchnący albo że śpi w parku. A choć nie są to objawy osiowe, również one pomagają identyfikować uzależnienie.

za:echokataolickie.pl/Agnieszka Warecka

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.