Strona domowa > Artykuły > Lęk przed trzeźwością

Lęk przed trzeźwością

Dziś czas jest towarem najbardziej deficytowym, więc próbujemy go oszczędzać – i przez to, zdarza się, że chodzimy w życiu drogą na skróty. Rzadko kto zastanawia się, że to często prowadzi do uzależnienia. Do uzależnionego widzenia świata.

REKLAMA

Abraham Twerski w „Uzależnionym myśleniu” opisuje eksperyment, który przeprowadził na swoich pacjentach (uzależnionych od narkotyków): zaproponował im narkotyk, opisał jego działanie jako – niesamowite, ekscytujące, nieziemskie. Chętnych było wielu, ale zrezygnowali, gdy Twerski powiedział, że narkotyk ten ma podstawową wadę: działa dwa dni po zażyciu. Dlaczego zrezygnowali? Bo uzależniona wizja świata opiera się na niemożności czekania – wszystko musi się wydarzać natychmiast i bez wysiłku. A czekanie to też wysiłek. Jesteśmy taką wizją świata bombardowani, chociażby za pomocą reklam telewizyjnych. Coraz częściej reklamowane są środki na uspokojenie, a w ich reklamach stres, wysiłek, praca i wszelkie problemy, także ból i smutek, przedstawiane są jako coś niepożądanego, zabierającego czas i energię – nikt w reklamach nie nawołuje do rozwiązywania problemów. Po co – wystarczy magiczny proszek. Tak jak magiczny płyn do czyszczenia toalet, proszek do prania, substancja polepszająca smak zupy. Szybko i bez wysiłku.

Czego nie należy oczekiwać od pacjentów?

Drogą na skróty jest czynne uzależnienie; nie rozwiązuję problemów, próbuję o nich zapomnieć, zagłuszyć je, odsunąć – magiczna substancja spowoduje, że coś się zmieni. Samo. A więc, żeby wytrzeźwieć, trzeba się od uzależnionej wizji świata uwolnić. Jak? Prosta odpowiedź – przestać pić – budzi w osobach uzależnionych sprzeciw. Na taką propozycję padają np. odpowiedzi: „Gdybym chciał, to bym przestał”, „W każdej chwili mogę przestać”, „Bez picia nie da się w tym kraju wytrzymać”, „Na moim miejscu też by pani piła”. Jednak tak naprawdę tego typu odpowiedzi sprowadzają się do jednej: „Nie przestanę pić!”. Ten protest zazwyczaj terapeuci odczytują jako przejaw działania psychologicznych mechanizmów uzależnienia, opór, wielkościowe cechy osobowości, czy w końcu jako brak motywacji do leczenia. Rzadko terapeuta myśli sobie: „Ale ten mój pacjent się boi, alkohol musi być dla niego bardzo ważny w życiu i dlatego przeżywa bardzo silny lęk przed życiem bez niego. Proponując mu abstynencję, oferujemy mu coś niewyobrażalnego, coś, czego nie doświadczał, coś abstrakcyjnego – taka propozycja musi budzić lęk”. Warto więc zacząć od oswojenia samego momentu zaprzestania picia – to przecież moment zmiany, a zmiany budzą lęk w każdym człowieku. Ta konkretna zmiana może w dodatku wiązać się z przykrym stanem psychofizjologicznym; ktoś, kto decyduje się na abstynencję, ma prawo się bać. Kolejnym trudem, czasami ponad siły, po odstawieniu alkoholu, może być wymuszony trening cierpliwości. Dotychczas w myśleniu o magicznym środku na wszystko czekanie na coś oznaczało marnowanie czasu. Kiedy przestaje się pić, człowiekowi nagle zaczyna się spieszyć – chce szybko odrobić straty, odbudować zaufanie, poprawić relacje. „Tyle już czasu zmarnowałem” – myśli świeżo upieczony abstynent. I biegnie. A trzeźwieć nie da się szybko – szybko zazwyczaj się pije. Czy można szybko poznać drugiego człowieka? Czy szybko zdobywa się doświadczenie i mądrość? Szybko można się zakochać, zachwycić, zafascynować – ale nie można się szybko przywiązać, zaprzyjaźnić, zbudować poczucia bezpieczeństwa. I nie można szybko się rozwijać; poznawanie siebie i świata, jego praw, porządku i struktury wymaga czasu, spokojnej kontemplacji… Ale umiejętność bycia „tu i teraz” jest umiejętnością elitarną – w czasach, gdy nawet seriali nie ogląda się, czekając cierpliwie przez tydzień na kolejny odcinek. Zatrzymanie się, wyciszenie, spokój, bezruch przeraża wielu ludzi. Stąd bogactwo ofert dla wymagających klientów: warsztaty uważności, kontemplacje w miejscach odosobnienia… Nie oczekujmy więc, że osoba uzależniona po zaprzestaniu picia od razu odnajdzie się w innym rytmie – w rytmie, który jest opcją pod prąd wobec tendencji otoczenia. Ale jeśli nasz pacjent zgodzi się zmienić sposób swojego funkcjonowania, nauczy się na coś czekać i czekanie nie będzie mu się kojarzyć z końcem świata, warto złożyć mu kolejną propozycję – przymierzenia się do podejmowania wysiłku. Nie takiego na hurra – zryw, akcyjność i spektakularny sukces lub jeszcze bardziej widowiskowa porażka. Chodzi o codzienny, systematyczny wysiłek i jego rezultaty, które nie opierają się na przekonaniu, że „mi się należy”, ale wynikają z poczucia, że na coś zapracowałem. Rzetelnie, solidnie, uczciwie… Choćby nie wiem jak te określenia staromodnie brzmiały. W świecie uzależnionego myślenia wysiłek kojarzy się ze zmęczeniem, a zmęczenie jest dyskomfortem. A przecież czasami warto zmęczyć się dla satysfakcji, zadowolenia, dumy, spokoju sumienia. Ileż przyjemności jest męczących, np. taniec, seks, gra w piłkę… Jeśli mamy się męczyć dla przyjemności, jakoś łatwiej podjąć wysiłek. Ale czy doświadczenie przyjemności wystarczy, żeby powiedzieć: „jestem szczęśliwy”? Czy trzeźwość może być źródłem przyjemności? Szczęścia? Rzadko dbamy, pomagając pacjentowi nie pić, żeby ten stan był dla niego przyjemny. Często za to pojawiają się pomysły, że w zasadzie, to pacjent trzeźwiejąc, powinien cierpieć; narozrabiał, niech poniesie konsekwencje… Człowiek warunkowany wyłącznie negatywnie, nieświadomie będzie uciekał od cierpienia ku przyjemności – od dyskomfortu do komfortu. Jako terapeuci powinniśmy więc – w trosce o trwałość zmian, jakie pomagamy pacjentowi wprowadzać w życie – zadbać o to, aby pacjent nie stworzył sobie niesprzyjającego trzeźwości przekonania, że picie to przyjemność, a terapia to cierpienie.

Kiedy alkoholik jest trzeźwy?

To prawda – dążenie terapeuty to zazwyczaj raczej próba obrzydzenia picia. Jednak bez tego zrównoważonego myślenia o „przyjemnym trzeźwieniu”, stawiamy pacjenta przed przysłowiowym wyborem między dżumą a cholerą, zarówno picie, jak i niepicie budzi niechęć u większości pacjentów na początku terapii. Nasza oferta terapeutyczna to przecież m.in. bycie cierpliwym i pracowitym. Gdy dotychczas unikało się czekania i wszelkiego wysiłku – taki pomysł zmiany może budzić lęk. Droga na skróty oprócz cierpliwości i wysiłku omija jeszcze znużenie. Ma być szybko, bez wysiłku i ciekawie. Ma się coś dziać – obojętnie co, byleby się działo. Jeśli się nie dzieje, jest nudno. W świecie uzależnionego myślenia monotonia jest zagrożeniem – dla nieustannie dobrego samopoczucia na swój temat, dla bezmyślnej powierzchowności, dla pustki wewnętrznej i pozorów, że „wszystko jest w jak najlepszym porządku”. Wiele osób pijących problemowo poza piciem nie ma innych zainteresowań, kontaktów towarzyskich, sposobów spędzania czasu i korzystania z rozrywek. Boją się więc, że nie pijąc, pozbawiają się tego, co powoduje, że życie nie jest nudne, monotonne, że tracą ten smak, który je jakoś urozmaica, uatrakcyjnia. Czy oferta, którą dajemy naszemu pacjentowi wraz z terapią uzależnienia, jest równie atrakcyjna? Nie oszukujmy się – nie ma nic atrakcyjnego w życiu na trzeźwo dla kogoś, kto potrzebuje stymulacji, kto przywykł do barwnego życia, przygód na „haju”, łatwych znajomości… Trudno jest, trzeźwiejąc, nie pijąc, pogodzić się z tym, że alkohol wypłukał z życia coś ważnego, zafałszował obraz rzeczywistości, zniekształcił ten obraz jak odłamki diabelskiego zwierciadła w baśni o Królowej Śniegu. A przecież trzeźwość, w rozumieniu terapii, to także gotowość na prawdę. Prawdę o sobie – niekoniecznie przyjemną, nie zawsze łatwą. Na przykład taką, że jest się egoistą. Albo że skrzywdziło się kogoś, na kim bardzo mi zależało. I taką, że czas, kiedy dobrze się zapowiadałem już minął i wiele szans przeszło mi koło nosa. Ale i taką, że to ktoś mnie skrzywdził. No i taką, że nie wszystkie moje problemy wynikają tylko z picia – że mój charakter, poglądy, doświadczenie niektóre z tych problemów pogłębiają. I jeszcze taką prawdę, że mogę z wieloma rzeczami sobie nie poradzić, wielu nie umiem, do wielu się nie nadaję, na wiele nie mam wpływu… Na odkrywaniu takiej prawdy polega przecież dobrze prowadzona terapia na etapie pogłębionym. Dlatego, przeczuwając, czym jest terapia, czym ona grozi, ludzie nie idą na nią masowo. Nie mówię o osobach uzależnionych,ale w ogóle o ludziach. Zawsze boimy się prawdy o sobie, często nie jesteśmy na nią gotowi. Często nawet, korzystając z psychoterapii, bronimy się przed tymi najtrudniejszymi treściami, uruchamiając nieświadomie własne mechanizmy obronne. Podstawowym mechanizmem obronnym osoby uzależnionej jest picie alkoholu. Zaprzestanie korzystania z tego sposobu ucieczki od rzeczywistości naraża naszego pacjenta na zderzenie nie tylko z prawdą o sobie, ale i z prawdą o świecie. Czasami obraz świata, i własnej w nim roli, bywa szokujący, trudny do zaakceptowania. Osoby z długotrwałą abstynencją niejednokrotnie mówią, że gdyby wiedziały o sobie to, co wiedzą po roku, dwóch latach terapii, na jej początku nie byłyby w stanie tego znieść. Pamiętając o tym, warto zrewidować własną postawę terapeutyczną, jeśli jest ona zbyt konfrontująca, brutalnie stawiająca pacjenta w obliczu konsekwencji jego picia. Prawda o świecie dla osoby realnie patrzącej na życie – trzeźwej – nie jest łatwa do przyswojenia. Człowiekowi, który żył iluzjami, przez wiele lat uciekał od problemów, trudno jest zaakceptować, że na świecie jest wiele niesprawiedliwości, że nie wszyscy, mimo trzeźwienia i abstynencji, go lubią. Że nie wszyscy ludzie są źli, ale też nie wszyscy są dobrzy. Że dobro, uczciwość i piękno, miłość, oddanie i wdzięczność nie zawsze dają się włożyć do szufladki z etykietką „białe” lub „czarne” – są szafy gdzie na półkach roi się od szarości i kolorów, które się wzajemnie przenikają, czasami nazywają się „mniejsze zło”, czasami „niedźwiedzia przysługa”, a czasami są „perłami rzucanymi przed wieprze”. Jeśli alkoholik potrafi pogodzić się z prawdą o sobie i świecie i nie pić, nie kłócić się z rzeczywistością, ale zmieniać ją w granicach tego, na co ma wpływ – to jest trzeźwy. Nawet, jeśli prawda go nie zachwyca.

O czym nie możemy zapomnieć

Trzeźwy to także odpowiedzialny. Osoby pijące problemowo i uzależnione zazwyczaj unikają wszelkiej odpowiedzialności: za to, co zrobiły, za własne życie i bezpieczeństwo tych, którzy zostali powierzeni ich opiece. Nie dokonywały dotychczas wyborów w życiu w oparciu o wiedzę, że czasami, aby coś mieć, z czegoś trzeba zrezygnować. Postawa „chcę mieć to już, i na moich warunkach” bywa głównym motywatorem postępowania w okresie czynnego uzależnienia. A to często powoduje, że nie żyje się w zgodzie ze spójnym, wiarygodnym systemem wartości, ale raczej z tego deklarowanego wybiera się to, co akurat wygodne i doraźnie przydatne. jeśli więc odpowiedzialność połączy się z gotowością na prawdę, to postawa taka wymaga wzięcia na siebie ciężaru własnej przeszłości – bez dzielenia życia na to, co kiedyś (kiedy piłem) i na to, co teraz (kiedy nie piję). Przecież to ciągle to samo życie – jedno, choć z szansą naprawienia błędów. Tak, aby na tych błędach można się było uczyć. I co bardzo ważne – odpowiedzialny, to także znający swoje prawa i tym samym dający te prawa innym. Przez to tolerancyjny dla siebie i innych. Znający także swoje i cudze powinności. I zachowujący harmonijną równowagę pomiędzy tym, co mogę, a tym, co powinienem. Bo kiedy za dużo lub za mało mogę albo za dużo lub za mało muszę, nie jestem odpowiedzialny. Uczymy także naszych pacjentów – w trakcie terapii uzależnienia – świadomości emocji,ich rozpoznawania, wyrażania, panowania nad tymi, które wnoszą w ich życie destrukcję i autodestrukcję. Emocje są odpowiedzialne za powstawanie uzależnienia, dlatego więc ich świadomość, czyli wiedza o tym, że coś mnie czasami złości, czasami cieszy, kiedy indziej wzrusza albo irytuje, budzi strach lub gniew – pomaga zatrzymać uzależnienie. Umiejętność panowania nad emocjami w taki sposób, aby ich nie tłumić, wyrażania ich w taki sposób, żeby nie robić krzywdy sobie i innym ludziom – to podstawa utrzymania abstynencji, a więc i fundament trzeźwości. „Modlitwa o pogodę ducha”, którą za przykładem AA propagujemy wśród naszych pacjentów, nie jest pochwałą bezmyślnego uśmiechu na każdą okoliczność, ale sugestią, że można dojrzale i adekwatnie do sytuacji reagować emocjonalnie na to, co niesie życie. Nie możemy także zapominać o tym, że nasz trzeźwy pacjent żyje wśród ludzi. Człowiek jest istotą społeczną. Alkoholik też. Potrzebuje ludzi i oni potrzebują jego. Nie tylko najbliżsi. I nie tylko inni alkoholicy. Sieć wsparcia to nie tylko możliwość uzyskania informacji, że chyba chce mi się pić, ale także świadomość, że ktoś pójdzie ze mną do kina, ktoś pożyczy mi pieniądze, a ktoś zaopiekuje się moimi dziećmi. Oczywiście w relacjach z ludźmi większość ważnych i pięknych rzeczy dzieje się za sprawą wzajemności. I sprawnej komunikacji. Jednego i drugiego trzeba się uczyć. Najprostszą drogą do drugiego człowieka jestem ja sam – prawdziwy, odpowiedzialny i przeżywający. I tak oto powstał portret idealnego absolwenta terapii uzależnienia od alkoholu. Przejście przez tak rozumiane etapy zmiany to nie lada wyzwanie. Nie tylko dla pacjenta, który jest (powinien być) podmiotem naszych działań. Tak szeroko rozumiana zmiana ma prawo budzić lęk w pacjencie. Wydaje mi się jednak, że towarzyszenie pacjentowi w tak rozumianej zmianie, akceptowanie jego tempa, jego osobistych uwarunkowań i preferencji, może także budzić lęk w terapeutach. Jeśli jednak mamy ambicję pracować na tzw. etapie pogłębionym, to powyższy opis jest próbą sformułowania celów tego etapu. Ambitnych celów, trudnych do zrealizowania, stanowiących wyzwanie dla obu stron relacji terapeutycznej. Ale to nie znaczy, że nierealnych czy wydumanych. Nie bójmy się trzeźwości naszych pacjentów.

Joanna Wawerska-Kus

Certyfikowana specjalistka psychoterapii uzależnienia i współuzależnienia, psychoterapeutka, superwizor PARPA, kierownik merytoryczny Studium Terapii Uzależnień Błękitnego Krzyża w Broku

Swiat Problemów. Artykuł pochodzi z miesiąca: Sierpień 2016

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.