niedziela, 28 kwietnia, 2024


Strona domowa > Piciorysy > Piciorysy: Michał alkoholik

Piciorysy: Michał alkoholik

niepij

1. Dzieciństwo.
.Nazywam się Michał i jestem alkoholikiem. Urodziłem się wiosna 1984 roku w Wyszkowie. Syn rencisty i bezrobotnej. Mam dwójkę starszego rodzeństwa o 2 lata starsza siostrę i o 5 lat starszego brata. Mój Ojciec jest z zawodu Mechanikiem urządzeń rolniczych do roku około 1980 pracował jako Operator dźwigu. Potem miał wypadek. Ponad rok przeleżał w szpitalu. Uszkodzony dźwig w raz nim runął na ziemie. To że przeżył to był cud albo szczęśliwy zbieg okoliczności. Po wypadku dzięki odszkodowaniu przeniósł się w raz z rodziną do Wyszkowa. Wcześniej mieszkał z rodzicami w Warszawie. Mnie wtedy jeszcze nie było. Potem zaczął pracować przy budowlance, remontówce i wykończeniówce.

REKLAMA

Mój dom był taki sam jak większość w moim bloku. Dom robotniczy w czasie wielkich przemian społecznych. Upadek komuny i zmiana ustroju wpłynęła poważnie na mój dom. Skończyła się sielanka komuny gdzie pieniędzy nie brakowało bo zawsze na lewo można było dorobić. Zaczęły się problemy finansowe w domu.

Mój Ojciec zawsze lubił wypić. Nie raz pamiętam mimo że miałem kilka lat jak matka jeździła po niego bo nachlany wisi na szlabanie lub leży gdzieś z otarta gębą. Nawet ośmielę się nazwać go alkoholikiem choć teraz prawie już nie pije. Pamiętam jak miałem z 6 lat jak uderzył Matkę w twarz. Wiedziałem że to nie był pierwszy raz ale zobaczenie tego na własne oczy było dla mnie szokiem. Od tamtej pory bardziej zbliżyłem się do matki na pewien czas. Od zawsze byłem uważany za ”maminsynka”.
Po kilku latach, jak miałem z 8 lat przeżyłem, albo raczej przeżywałem coś ( bo to trwało kilka miesięcy), o czym nie napisze otwarcie, ale co mnie wtedy bardzo krzywdziło. Z tamtych zdarzeń najwyraźniej pamiętam ze się dusiłem. Od tamtej pory dom przestał być dla mnie bezpiecznym schronieniem a do Matki straciłem zaufanie, choć w tedy jeszcze nie rozumiałem tego.
Do 10 roku życia moje dzieciństwo z pozoru było normalnie. Ale to tylko pozory. Wspomnienia z Ojcem są jednostajnie. Albo pijany albo na kacu drze mordę na mnie. Choć w tedy chociaż jeszcze w niedziele starał się mi pomoc w lekcjach. Ale zawsze kończyło się tak dalej. Darł się na Mnie a ja czym prędzej odwalałem lekcje aby się go pozbyć. Nigdy nie miałem więzi z Ojcem.
Pamiętam też pewną “zabawę” . Jak Ojciec był pijany, jak byłem mały, przy zjeździe swojej rodziny ( bracia, dziadek mój), wiązał mnie paskiem i kład na szafę a ja miałem się rozwiązać. Zawsze mi się udawało.

Z rodzeństwem tez mi się nie układało. Z siostra i bratem kłóciłem się często. Do siostry miałem dziwny stosunek. Z jednej strony zawsze jej nienawidziłem ( myślę że dlatego że była oczkiem w głowie Ojca) a z drugiej strony starałem się do niej zbliżyć.
Brat starszy ode mnie o 5 lat zawsze mnie unikał. Nigdzie nie chciał brać mnie ze sobą. Chyba zbyt duża różnica wieku.
W domu zachowywałem się kiedyś jak dziecko, bardzo żywe dziecko. Aby tylko nikt nie krzyczał, nienawidziłem, nienawidzę i zawsze już będę nienawidził krzyku.

Kolegów miałem różnych. Jak miałem 6 lat pierwszy raz do mojego domu przyszła policja. Ze starszym o kilka lat kolega przebiliśmy opony w samochodzie sąsiada. Czemu?? Nawet nie wiem. On wpadł na ten pomysł i mnie namówił bym to zrobił. Zawsze ulegałem namową ale tak naprawdę nigdy nie próbowałem nawet odmówić. Zawsze zależało mi by inni mnie akceptowali, bez względu na to ile i jak miałem za to zapłacić. Nie miałem sił sam przebić tej opony wiec on mi pomagał ( nawet nie pamiętaj ja ma na imię). Dostałem lanie, standard. Ojciec tylko jeden znal sposób na wychowanie dzieci. Krzyk i lanie. Zresztą matka tez najczęściej takie stosowała kary. O dziwo ojciec nigdy mnie w twarz nie uderzył. Zawsze lał paskiem albo kablem, najczęściej kablem. Matka tez często brała pasek i kabel ale też często biła mnie po twarzy. Pamiętam 1 raz jak od niej dostałem w twarz. Miałem 7-8 lat, w wakacje. Uderzyłem koleżankę i za to dostałem w twarz. Najpierw ręka potem swoim pakiem.

Dziwnie się wtedy potoczyła moja znajomość w kolegami z podwórka. Trzymaliśmy się w paczce. 2 koleżanki ( w tym ta która wtedy uderzyłem) i 6 chłopaków ( w tym ja). Od tamtej pory przestałem się do obu koleżanek odżywać praktycznie. A kolegami nasze stosunki się psuły. Aż po kilku latach ( jak miałem z 10 lat) całkiem po awanturze i bojce z jednym zaczepem zrywać z nimi kontakt . Do dziś tylko mówimy sobie tylko cześć.

Zmieniłem wtedy towarzystwo. Zacząłem się trzymać z grupką kolegów ze szkoły. Praktycznie cały czas graliśmy w piłkę. Skończyły się rozrabianie z kolegami. Było to całkiem inne towarzystwo. Czasami jak już byliśmy starsi zdarzyło nam się iść i poeksperymentować z alkoholem. Ale to były sporadyczne przypadki i gdzieś w późniejszym czasie.

W szkole jeszcze związałem się z kilkoma innymi kolegami. Bardziej przypominali tych których znam z podwórka. W moje 10 urodziny z jednym z nich uciekliśmy ze szkoły, Mieliśmy iść na mecz jakiej drużyny piłkarskiej rozgrywek Szostek. Najpierw poszliśmy do mnie. Kolega wpadł na pomysł że można wypić coś a u mnie w domu ojciec zawsze trzymał. Jakieś butelki. Alkohol był zawsze. Wzięliśmy otwartą butelkę i wypiliśmy po dwa kieliszki. Doleliśmy wody dla niepoznaki.
To nie był pierwszy raz kiedy spróbowałem alkoholu. Jak miałem 5 lat sięgnąłem kieliszek z wódka ze stołu i ja wypiłem. Czasami też ojciec albo jakiś wujek dawał mi łyka piwa.

Potem zaczęły się problemy. Eksperymenty z alkoholem z kolegami. Zdarzyło się już wtedy nawet upić.
W tym czasie też odkryłem swoją pasje. Chyba jedyną i prawdziwą. Historie. Choć nie lubiłem się uczyć do niej zawsze się przykładałem. Zresztą nigdy nie musiałem nawet się zbytnio wysilać , samo mi przychodziło i to łatwo uczenie się jej.
Najpiękniejsze chwile z mojego dzieciństwa. Musiałem się nieźle wysilić by je odkryć.
Właściwie pamiętam trzy takie chwile.

Pierwsza to jak miałem z 8 lat, ognisko w ogródku pod blokiem. Były wakacje i było już ciemno. W kolegami zrobiliśmy ognisko. Przyszło kilku rodziców kolegów i ni z tego ni z owego zaraz znalazły się kiełbaski, Ziemaki no i alkohol dla dorosłych. Moi starzy też się pojawili. To chyba jedyne miłe wspomnienia w którym jest mój Ojciec, moi rodzice.
Drugie to graliśmy na szkołach w niedziele w piłkę. Jak dzieci często graliśmy w piłkę. Ale przez pewien okres w niedziele kilku ojców chodziło z nami na szkoły i grało z nami w piłkę. Mój stary nie chodził. Był zbyt zmęczony po tygodniu pracy, jak się zawsze tłumaczył.
Trzecie wspomnienie to graliśmy na małym boisku we czterech w piłkę ( ja dwóch kolegów i jego kuzyn który przyjechał). Praktycznie przegraliśmy cały dzień., mimo upału. Ale w tedy jakoś bardzo dobrze mi się grało. Grałem z kumplem z którym do dziś jako jednym z nielicznych utrzymuje dobre kontakty. I tak nam się wtedy udało zgrać ze robiliśmy akcje których by się zawodowiec nie powstydził. Nigdy nie byłem dobry techniczne ale tamtego piłka była jak zaczarowana, sam szła do nogi i miałem ogromna z tego satysfakcje.

Zawsze twierdziłem ze dzieciństwa nie pamiętam. Ale pamiętam dużo, czasami myślę że zbyt dużo. Pozostało mi po nim wiele urazów i bardzo mało dobrych wspomnień.

2. Młodość.
Ciężko mam siebie scharakteryzować bo dla mnie to był okres wielkich zmian. Przemian które mogły mnie zaprowadzić na dobra drogę..
W 6 klasie podstawówki byłem łobuzem. Oblewałem przedmioty na półrocze ( zawsze siew wyciągałem na koniec roku ze strachu przed rodzicami). Pierwszy raz oblałem technike i polski w 4 klasie podstawówki. Nagle ze świadectwa z czerwonym paskiem zrobiło się … z czerwonym paskiem na tyłku. Piłem z kolegami, rozrabiałem, kradłem. Nie słuchałem się rodziców ani nauczycieli. Byłem nagannym uczniem.
Przełom zaczął się gdy miałem około 14 lat. W tedy pewna bliska mi osoba pluci żeńskiej ( choć sama nie była jeszcze pełnoletnia) molestowała mnie seksualnie. Trwało to z pół roku może dłużej. Nie pamiętam dokładnie. Pewnego dnia to się skończyło. Po prostu jej się chyba znudziło. Nie wiem.

Zrobiłem obrót o 180 stopni. Praktycznie skończyły się zabawy z alkoholem. A w siódmej klasie podstawówki żuciem palenie ( od 6 klasy paliłem już nałogowo a pierwsze próby z papierosami zaliczyłem w wieku 10 lat). Przestałem wychodzić na dwór. Coraz zadziej spotykałem się z kolegami. Bardzo często uciekałem w świat Marzen. Znalazłem sobie w tedy azyl. Okoliczny las. Potrafiłem wsiąść książkę coś do picia ( na początku to była woda, później w szkole średniej to było piwo) i zamiast do szkoły iść na cały dzien. do lasu czytać książkę i marzyć. Moje wyniki w nauce zaczęły się poprawiać. Nie było czerwonego paska na świadectwie ale i na tyłku tez. Zacząłem nawet brać udział w olimpiadach głownie historycznych i geograficznych.. Ale również sam interesować się fizyka ( głownie związaną z kosmosem). Wtedy też zacząłem interesować się muzyka. Głownie starym polskim i amerykańskim rockiem. Często zakładałem słuchawki i słuchałem muzyki na cały zyher.

W tedy tez zacząłem robić w wakacje i soboty z ojcem. W tedy jeszcze sporadycznie.
Autorytetów i wzorów szukałem w postaciach historycznych. Wydawały Mie się wtedy bardziej jednoznaczne, mniej zakłamane. W przeciwieństwie do rodziców. Nie jeden fałsz u nich już wtedy widziałem. Zawsze mówili mi co mam robić, ale sami postępowali często na odwrót.

Wtedy też zacząłem całkowicie ulęgać Matce. Praktycznie starała się kierować moim życiem. Z kim ma się kolegować, czego nie robić, jak się ubierać a nawet co myśleć. W tedy się podałem jej tyrani bo to chyba najlepsze określenie.
A ideały?? Wierzyłem w uczciwość której mi brakowało. Zarówno w domu jak i we własnych postępowaniach. Wierzyłem w miłość, której nie znałem i myślę że nadal. Nie znam. Nie wiem czym ona jest. Wierzyłem w dobro, w ludzi. Byłem naprawdę naiwny jak na swój wiek.
I wbrew pozorom wierzyłem jeszcze rodzica. Że to co mówią jest prawda. Mimo ze sam już widziałem wtedy kłamstwa i obłudę w jakiej żyli.
A o czym marzyłem
Marzyłem o tym by być silnym, bogatym i nieść ludziom pomoc. Przed bandytami, złymi ludźmi którzy ich krzywdzili.
Marzyłem zafascynowany twórczością Stanisława Lema o wielkich podróżach w kosmos.
Zafascynowany twórczością Szklarskiego o dalekich podróżach do Azji, Afryki ameryki południowej. Zafascynowany twórczością Maya o Indianach i kowbojach.
Zafascynowany Polską historią o wygranych wojnach które w rzeczywistości przegraliśmy.
Dużo wtedy marzyłem. Ale to były zwykłe, naiwne dziecięce marzenia.
Bardziej pamiętam koszmary z tamtych lat. Nie były już tak naiwne jak ja w dzieciństwie. Były przerażające.
Pierwszy to zawsze gonił mnie z nożem morderca. Ja przed nim uciekałem i zawsze chroniłem się w domu. I tam zawsze mnie dopadał.
Drugi to budziłem się rano w łóżku a obok mnie leżał szatan ( wyglądał jak zwykły czarny mężczyzna) ubrany na biało. I pościel tez była biała. Łapał mnie za gardło i mnie dusił. Walczyłem z nim i zawsze w końcu spadałem z łóżka i wiedziałem że już po mnie, że teraz nie dam rady.
Trzeci koszmar to po prostu spadałem. Nie wiem gdzie bo to była ciemna otchłań. Długo spadałem próbując się obudzić. Az w końcu przestawałem próbować, wiedząc ze już koniec i wtedy się budziłem. Ale po chwili ulgi że jednak nie spadłem nachodziła zawsze myśl, że może i szkoda.
W tedy tez pierwszy raz myślałem o samobójstwie. Najpierw chciałem się zabić wbijając nóż w serce. Raz postanowiłem to zrobić i przez 2 godziny ostrzyłem starą wojskową finkę. Udało mi się ją naostrzyć ale kiedy przebiłem sobie skórę przestraszyłem się i w końcu zrezygnowałem. Potem myślałem o skoczeniu z mostu. , W tamtym okresie tylko raz na nim stanąłem ale nie skoczyłem.
Pamiętam jeszcze wtedy śmierć i pogrzeb brata moje Matki. Zawsze mówiliśmy mu po imieniu, a wujek tylko jak chcieliśmy się z niego pośmiać ( ja, moje rodzeństwo, inni bratankowie i siostrzeńcy jego). Zmarł na raka jak miał 17 lat. Pamiętam ostania wigilie z nim, Była straszna. To była ostatnia wigilia u mojej babci. Od tamtej pory już nie robiła ich.3
Pamiętam jego śmierć. Wszyscy czekali w domu a on nieprzytomny z bólu majaczył. Wszeszłem na chwile do pokoju gdzie leżał. Wyglądął strasznie. Pamiętam pogrzeb. Naprawdę bardzo dużo. Sporo osób zwłaszcza młodych przyszło go pożegnać.
Pamiętam również ostanie wakacje po 6 klasie. Na 18 sąsiada schlałem się i narozrabiałem. Nie ma nic gorszego od uchlania się piwem. Cały dzien. zwijałem się z bólu

3. Dojrzałość.
Ciężko to tak nazwać w moim przypadku.
Wakacje między 7-8 klasa pamiętam dobrze. Jedne z nielicznych miłych. Pojechałem z 3 kolegami na wakacje pod białoruską granice do domku jednego z nich. Dwa tygodnie minęły grając w siatkówkę i na grillach i ogniskach wieczorem. Parę dni straciliśmy pomagając sąsiadom. Miłe starsze małżeństwo. Codziennie przynosili nam świeże mleko i jajka.
Koniec 8 klasy przyniósł zmiany na gorsze. Najpierw tygodnie prania mózgu bym poszedł do szkoły do której chciała Matka. Udało jej się przekonać do tego wszystkich. Nawet rodzeństwo na mnie najeżdżało za to ze nie chce iść do techników a nie do liceum którego chciałem. W końcu się podąłem. Złożyłem papiery do szkoły do której chciała i się tam dostałem.
Wakacje między 7-8 klasa zapamiętam na zawsze. Pojechałem w piątek do babci na dwa tygodnie. W sobotę na festynie dałem czadu. Schlałem się w bratem ciotecznym . A właściwie ja się schlałem. Brak treningu zrobił swoje. A słonce dołożyło resztę. W końcu policja dowiozła mnie do domu dziadków.

Następnego dnia gigantyczny kac. Wszedłem do kuchni i od razu wsiedli a mnie ciotka, matka i matka. Jedynie śp. wujek i dziadek za mną obstali. Pierwszy raz od Ojca nie dostałem lania. Za to nie odzywał się do mnie przez 3 dni.
Potem przez 2 miesiące harowałem z ojcem. # ostatnie tygodnie wakacji to praca na pełnym słońcu w upale. Wychodziłem jak jeszcze świtało wracałem jak już ciemno było. Po wakacjach jak upomniałem się o pieniądze za prace usłyszałem” zarób Se, zryć to ja ci za darmo daje”. I taką zapłatę zawsze dostawałem od Ojca za prace nim.
! Klasa szkoły średniej to był początek mojego spadku na dno. Zaczęły się ucieczki z kolegami na gorzale, pierwsze palenie trawy itp.. Coraz częściej uciekałem sam ze szkoły, szedłem do lasu Bralem kilka piw książkę i tak spędzałem cale dnie. Potem kłopoty w szkole i w domu. Na semestr o mało mnie nie klasyfikowali. Wyszło tez na jaw ze podkładałem lewe zwolnienia od rodziców.

W drugiej klasie szkoły średniej była zmiana szkoły. A raczej nasz szkole wykopali z dotychczasowego miejsca i czasowo przeszliśmy do liceum. Tam znów coraz więcej uciekałem ze szkoły. Standard. Piwo książka i do lasu. Na imprezy chodziłem rzadko bo nigdy kasy nie miałem. Stary zawsze mówił jak chciałem jakieś pieniądze zarób Se. A jak z nim robiłem to ze za darmo mi zryć nie daje. Trochę się zawsze skombinowało. Albo od matki albo się ukradło. Od rodziny ( babci, chrzestnych) rzadko dostawałem pieniądze. Czasami udało się od starego wyrwać parę groszy jak była gościna i się dobrze napił. No bo przy gościach musiał pokazać jaki to on nie jest dobry Ojciec.

Zaczęło się też angażowanie w Zycie z kolegami z pod bloku. Nie z tymi dawnymi ale z rówieśnikami mojego brata. Był zły chyba na mnie za to. W tedy tez pierwszy raz się z nimi napiłem. Poszliśmy z dwoma kolegami na “strzelnice” i się zrobiliśmy butelkę wódki z szarej strefy. Akurat byli u mnie w domu goście. Wróciłem na obiad i obijając sie od ściany do ściany zaniosłem do kuchni talerz. Wszyscy udali ze tego nie wiedzą. Tylko Braciak mnie zjebał. Coraz częściej zaczęło się stanie pod blokiem z piwem w ręku.

Potem trzy lata ostatnie szkoły średniej upłynęły monotonnie. Odzienie już wtedy się Szlo do szkoły i kombinowało co wypić. Najczęściej kupowaliśmy z kumplem wino i po piwie. Prawie dzień. w dzień. Czasami jakieś grubsze “imprezy” w szerszym gronie. Właściwie wtedy już przepijałem wszystkie pieniądze.. Parę razy też w tym okresie myślałem o samobójstwie. Kilka razy na moście staniolem ale odwagi zabrakło.
A wakacje jak każde inne. Robota z Ojcem gdzie wiecznie na mnie piłował mordę. Bo co nie zrobię to źle. Ale prawie nigdy nie pokazywał mi jak mam to zrobić. Po za tym ja i tak na niego nie zwracałem uwagę. Te prace traktowałem jak kołchoz. I tak nie miałem po co się starać bo i tak mi za nią nie płacił.
A z dziewczynami?/ Kicha. Czasami jakieś tam przelotne się zdarzyły ale nigdy nie traktowałem tego poważnie. Bałem się zawsze zbliżyć do kobiet i robiłem to na sile. A jak się coś robi na sile najlepiej nie wychodzi.
Ale i też przez trzy lata ostatnie szkoły znów zaczepem bardziej przykładać się do historii. Zacząłem brać udział w konkursie historycznym. Pierwsze podejście nieudane. Drugie w etapie wojewódzkim poległem bo zabrakło mi pół pkt. A 3 pkt. straciłem przez błędne ułożone odpowiedzi. Odwołałem się ale i tak odwołanie rozpatrzono za późno.
W trzecim konkursie doszedłem do finału. Trwał 3 dni. Pierwszej nocy w hotelu przygotowywałem się jeszcze do konkursu. Ale 2 dnia załamałem ręce. Ogólno polski finał a uczestnicy ściągali bezczelniej niż u mnie w szkole na klasówkach. Odpuściłem sobie wynik i wieczorem chlałem z nowo poznanymi kolegami gdzieś do 3 nad ranem. I tak to był sukces. Jedyny uczestnik finałów z technikum. Ale zawiodłem się na finale. Organizator usłyszałem ode mnie niezłą listę zarzutów co do organizacji. Walnąłem mu ponad 20 minutową tyradę ( choć grzecznie) a on aż zdębiał ).

Potem poszły studia. I znów cale tygodnie awantur w domu i prania mózgu bym poszedł na UW. Nie chciałem. Wybrałem inna uczelnie. Mniej renomowana ale bardziej mi się podobała. I studiował już tam kolega z podstawówki, który był po liceum i rok wcześniej poszedł na studia.
Tym razem się nie ugiąłem. Ale otwarcie się nie przeciwstawiłem. Podłożyłem się na egzaminach w UW i zwaliłem przed starszymi że nie dostałem się bo oblałem język obcy na egzaminach ( a mogłem go obejść).

Studia. Zloty okres….picia. Pierwszy rok przecinałem na stypendium socjalnym. A i tak piło się dużo. Już 1 dnia w dwadzieścia osób poszliśmy na piwo i urządziliśmy sobie na kampusie taką imprezkę ze Az policja interweniowała. Ale obyło się tym razem bez mandatów. Potem na 2 roku zacząłem prace w ochronie na planach filmowych. Wóda lala się tam strumieniami. Na początku Malo bo się bałem. Po jakimś pół troku poznało się szefa, kolegów, i zleceniodawców. I szło coraz więcej. W jednym miesiąc wakacji zarobiłem ponad 3 tysiące złotych następnego już pożyczałem na dojazdy. Przepijało się wszystko ile się miało.

Potem nadszedł kryzys. Robota się zaczęła sypać. Szef zmarł w końcu po ponad 2 latach na raka. Firma się rozpadła. Wróciłem do budowlanki. Tym razem pracowałem z Bratem. Założył swoją firmę. Często Ojciec z nim robił. Moje stosunki z Ojcem to już był permanentny stan wojny. Momentami już brat nie wytrzymywał i opierzał Ojca za to ze na mnie piłuje gębę. A piłował za wszystko. I tak co nie zrobiłem było źle. Ale tym razem starałem się. Brat płacił dobrze. Ale zimie krucho było z robotą.
I tak do 2009 roku się przecitało. Studia poszły w odstawkę. Zatrudniłem się też w ochronie. Ale po kilku miesiącach odpuściłem sobie robotę i rozeszłam się z firma w niezgodzie. Nie dość że Mało płacili, to jeszcze kierownik potrafił przyjść i grzebać po naszych szafkach. W końcu zaczęliśmy z nim wojnę jak kazał nam wyjechać z komputerem z kanciapy. Po 2 tygodniach wyleciał z roboty. A my zabijaliśmy w inny sposób czas w nocy. Najczęściej śpiąc , albo pijąc. Tez tamy w pracy chlałem. Kilka razy się narąbałem w nocy porządnie.

Jesienią 2009 roku poznałem dziewczynę przez Internet. Przypadkowo się poznaliśmy i tak po kilku miesiącach znajomości postanowiliśmy się spotkać. Miałem kruchy miesiąc. Braciak nie miał roboty. Pożyczyłem trochę kasy o kumpla i pojechałem do niej na tydzień.
Już przed wyjazdem przyznała się do 2 rzeczy które powinny mi kazać zrobić w tył zwrot . Ale tego nie zrobiłem. Oczekiwałem cudu. Że jak spotkam ta jedyna to moje życie się odmieni. Bo ja się zmienię jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Pięć dni raju, dwa dni piekła. Tak najczęściej określam ten tydzień. 5 dni spędziliśmy w łóżku pijąc, dużo pijąc i prawie nic nie jedząc. W weekend postanowiliśmy jechać na grilla do znajomego do Białej Podlaski. A byliśmy w Opolu.. I wtedy zaczęło się dziać. Po podróży która kosztowała mnie wiele cierpliwości do niej na miejscu okazało się ze wcale nie zamierza zmienić swojego zachowania. Po całym dniu i grillu poszliśmy do Hotelu. Kumpel który też przyjechał i spal w hotelu poszedł z nami do naszego pokoju. Wzięliśmy kilka flaszek i schlaliśmy się równo. W końcu doszło do awantury. Zrobiła mi taka jazdę… po prostu zniszczyła mnie psychicznie. A ja jeszcze ją przepraszałem i próbowałem wszystko załagodzić. W końcu i ja nie wytrzymałem. Nad ranem zielem torbę i wróciłem do domu. Ona pojechała w swoją stronę. Po kilku dniach kontakt się urwał. A ja złapałem takiego dola że nawet pić przestałem. Nie robiłem ponad pół roku. Nie szukałem nawet pracy. Na jedzenie nie dawałem. Zaczęła się wojna ze starym. Trochę popożyczałem ale i tak prawie nic nie jadłem. Nawet apetytu nie miałem. W końcu organizm doszedł do takiego stanu że nie miałem sił nawet chodzić. Dwa razy dostałem ataków. Powykręcało mi mięsnie i straciłem na chwile przytomność. Ze 119 kilo schudłem do 91. Nic nie robiąc. Myślałem wtedy znów o skończeniu ze sobą. Ale nawet tego nie chciało mi się zrobić.
W wakacje rok temu kumpel załatwił mi prace w sklepie Ojca.. Zacząłem odżywać. I zaczęło się znów picie. Głownie pod blokiem. Zazwyczaj delikatne. Ćwiarteczka i parę piw na łepka. Ale czasami aż do zgonu. Parę razy też znów jakieś świństwo zajarałem. Do zimy jakoś leciało.
W grudniu znów przez przypadek złapałem kontakt z moja byłą z Opola. Rozwialiśmy przez tydzień. Na początku chcieliśmy do siebie wrócić ale po kilku rozmowach znów zaczęły się kłótnie. A ja odreagowywałem w standardowy sposób. Pijąc. Dwa dni przed wigilią, zrobiliśmy z kumplami opłatek pod blokiem. Następnego dnia obudziłem się i zobaczyłem zarzygana podłogę. Posprzątałem i w robocie standard. Trzeba się było leczyć. A pić w robocie mogę. Nie raz z szefem waliłem. Potem całą wigilie piłem sam i święta i w końcu skończy Lem chyba dzien. po nowym roku. Trochę się w robocie ogarnąłem. Początek roku kupa roboty w sklepie czasu nie było. Ale i tak po robocie szlem po szlugi Bralem Sete i piwo albo dwa i piłem sam. A jak się trafiła okazjo to z kimś pod bloki. Zresztą już od kilku lat zaczynałem pic sam. Najpierw w niedziele piwo. No bo się nie należy po tygodniu pracy?? Czy do meczu. No bo jak mecz bez piwa??.
A w marcu zaczęła się katastrofa. Głowa już miała dość i szybko mi się film urywał. A piłem coraz więcej i z coraz gorszymi skutkami.
W lipcu znalazłem psycholog sobie i do niej jeździłem praktycznie do stycznia. Ale kiepski z niej fachowiec. Najbardziej w naszych rozmowach interesowało jej to ile jeszcze czasu będzie trwać terapie. Zawsze po spotkaniu z niej zachodziłem na CPN ( w warszawie to było ) Bralem 2 piwa i szlem na tramwaj.
Widziałem już od dawna że ze mną źle i znów chciałem się pozbierać. Znów myślałem czy nie skończyć ze sobą. Umówiłem się z nią. Pojechałem a jej nie było. Wkurzyłem się i olałem kolegę z którym byłem umówiony. Wiedziałem że jak się z nim spotkam to nachlam się jak Świgonia. Zwłaszcza dziś. Umówiłem się z nią drugi raz. Znów jej nie było i nie zadzwoniła nawet odwołać wizytę. Podałem się .Pojechałem do kumpla i najpierw u niego w robocie a potem pod blokiem przechlałem sporo kasy. Rano obudziłem się z poobijaną gębą, pustym portfelem, mandatem w kieszenie i gigantycznym kacem. Zwłaszcza moralnym. Obiecywałem sobie że przez dwa miesiące pić nie będę.
Tydzień później płozem jeszcze lepiej. Choć wypiłem niewiele to film mi się urwał. Obudziłem się rano zakrwawiony z połamanym korzeniem w zębie, rozwalonymi okularami za prawie 1000 zł i standard pustym portfelu.. Szybko zacząłem się ubierać do roboty i odkryłem setkę czystej w kieszeni spodni. Z stąd wiem że standartowo polazłem po pijaku się gdzieś dobić. Przeszła jak woda. Poczułem się trochę lepiej. Ale moralniak nie odpuszczał. Szef pognał mnie na magazyn. Bo straszył bym tylko wyglądem klientów. Tam więcej udawałem niż robiłem. I szły w ruch standardowe zestawy. Seta piwo. Sporo myślałem wtedy nad sobą. Zwłaszcza o kumplu z bloku który się zachlał na śmierć. Dość nie dawno chyba. Nawet nie pamiętam dokładnie kiedy ale chyba w marcu to było.
Postanowiłem spróbować coś zrobić ze sobą. Wiedziałem ze mam problem z piciem. I to nie mały. Zadzwoniłem do koleżanki. Olała mnie. Do kumpla. Olała mnie. Dopiero za trzecim razem mi się udało. Przyjaciel którego znam od zerówki zgodził się ze mną spotkać i pogadać. Potem się dowiedziałem że zgodził się tylko dlatego że dziewczyna go naciskała. Bo jak zobaczył smsa to powiedział “ nie idę, pewnie znowu chce pieniędzy pożyczyć”.
Umówił mnie z gościem z AA na spotkanie. Całą sobotę dałem rade nie pić. Ale w niedziele wieczorem poszedłem po 2 piwa. Najgorszy był moralniak który nie odpuszczał. Potem znów dwa dni wytrzymałem. Ale 30 marca nie dąłem rady. Mam wtedy urodziny. Nikt mi wtedy życzeń nie złożył. Wieczorem posłem zielem 2 piwa i Sete bo na więcej mi nie starczyło.
Potem AA i terapia. Sporo czytałem w necie na forach i artykułów ponad miesiąc nie piłem.
9 maja nie wytrzymałem. Problemy znów mnie przerosły. A jak poczułem smak alkoholu… znalazłem sobie niezłą wtedy wymówkę i wypiłem. Najpierw nalewki własnej roboty Matki potem poszedłem zielem ćwiartkę i dwa piwa i poszedłem do parku. I zastanawiałem się znów czy nie lepiej iść na most i rozwiązać swoje problemy.

A jak jest moja dzisiejsza rodzina.
Starzy to przyzwoici ludzie. Ojciec pije sporadycznie. Odzienie pracuje. Co niedziela w kościele. Tylko medal mu dać. A czemu nie pije?? Może dlatego że jak wypije to 3 dni zdycha, może dlatego że jeździ ciągle samochodem a wie że po nim następnego dnia widać, albo po prostu skupił się na pracy, albo nie jest alkoholikiem.
Matka nadal. Próbuje kontrolować mnie i moje życie. Choć już teraz ja inaczej postępuje. Przynajmniej nie słyszę jak kiedyś że “ pójdzie i się zabije” jak uparłem się by czegoś ważnego nie zrobić po jej myśli.
Siostra i brat jakoś sobie radzą. Najszczęśliwsi nie są. Ale to ich Zycie.
,
A mój dom. Odnowiony, wyremontowany ale to ten sam dom do którego wracam bo musze. Który wysysa ze mnie wszystkie siły.

Jakie miejsce zajmował w moim życiu alkohol. Duże. Nawet bardzo duże. Wokół niego kręciło się moje życie. Przejmował po mału kontrole nad każdą częścią mojego istnienia. I wieloma już zawładnął.

Poczucie winy mam. Wobec wielu osób.
Matki że przeze mnie wiele razy cierpiała.
Siostrzenicy. Bo kiedyś jak miała roczek strasznie pokłóciłem się siostrą. Przez kilkanaście minut darliśmy gębę na siebie. A ona siedziała na łóżku bez ruchu patrząc na nas. Nigdy nie zapomnę strachu w jej oczach.
Wobec nieznanego mi kibica Tarnowi. Szlem raz z 3 kuzynami i ich kolega w Tarnowie koło parku ich spotkaliśmy. Szli we dwóch. Zaszliśmy ich od tyłu. Walnąłem jednego w głowę kamieniem. Ktoś drugie. Dlaczego?? Ja uderzyłem żeby pokazać ze nie pękam. Durny powód. Na szczęście żaden z nich nie zginął.
Wobec swojej byłej z Opola. Ze uwierzyłem że może odmienić moje życie.,
Wobec znajomych. Kiepski był ze mnie przyjaciel i chyba nadal. Jest.
I wobec tych wszystkich których kiedyś okradłem. Bo się zdarzało, zwłaszcza w szkole średniej.

$. Konsekwencje
a) zdrowotne.
Właściwie zdrowiem chyba nie zapłaciłem za swoje picie. Mam ostatnio problemy z żołądkiem i ciśnieniem ale sadze że bardziej jest to wina stresu i nadużywania kawy. Choć alkohol na pewno nie pomógł. Mogłem tylko raz przypłacić picie zdrowiem, jak grypę wódką leczyłem. A następnego dnia się leczyłem. Zacząłem nieźle krwawic z nosa. Mogło się to źle skończyć.
No jedyna konsekwencja picia dla zdrowia do złamany ząb w korzeniu. Prędzej czy później Pojdzie na złom. Jest niedoodratowania.

b)Zawodowe.
Aż trudno mi w to uwierzyć ale żadnych. Ani jednej pracy nie strąciłem przez alkohol. Jedną straciłem bo firma przestała istnieć a druga bo zaczepem z dyrekcją koty drzeć i w końcu sam zrezygnowałem. A w obecnej pracy picie alkoholu jest dozwolone.

c)Prawne.
Tych kilka było. Ale też nic poważnego. Miałem kilka sądów grodzkich za wybryki po pijaku. Głownie obrażę funkcjonariusza na służbie.
I raz złapano mnie na próbie włamania. Ale ze względu na brak dowodów że próbowałem się dostać do środka i nieprzyjeżdżania policjanta na sprawy, skończyło się umorzeniem sprawy i mandatem za wandalizm.

d) Społeczne.
A z tym to już gorzej. Całe życie byłem uważany ze lubię wypić. Trudno dziś ludzią spojżec na mnie inaczej. W sumie zostało mi niewielu znajomych. Paradoksalnie piciem próbowałem wypełnić samotność a w zamian alkohol odbierał mi kolejnych znajomych i przyjaciół.

e) Rodzinne.
Nie dostrzegam zbyt wielu. Nigdy nie żyłem dobrze z rodzina. Zawsze od nich stroniłem. I ta bliższą i ta dalszą. Z ojcem tylko jak we dwóch się napiliśmy umieliśmy ze sobą pogadać normalnie.
Chyba największą konsekwencją w kwestii rodzinnej jest to ze nie założyłem swojej do tej pory. I właściwie nawet nie próbowałem.

F) Finansowe
Konsekwencje to jakieś 3 tys. długu po ludziach i możliwość jeszcze 2 tyś głownie za mandaty i za koszty sądowe które nade mną wiszą.
A tego ile przepiłem nie jestem w stanie obliczyć. Ale dużo, bardzo dużo….

g)Emocjonalne.
Ciężko mi jest rozróżnić który problemy emocjonalne to wynik picia, które dzieciństwa a które innych wydarzeń. Nie mogę np. napisać że prze alkohol nie ufam ludziom bo nie ufałem im wcześniej. Na pewno wiele tych problemów emocjonalnych alkohol pogłębił.
Pewny jestem jednego że żadnego z moich problemów alkohol nie rozwiązał.

” najważniejsze być człowiekiem choć tak łatwo zejść na psy” – Dżem

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.