sobota, 27 kwietnia, 2024


Strona domowa > Artykuły > Czy są gotowi ?

Czy są gotowi ?

Diagnoza współczesnych problemów alkoholowych polskiej młodzieży to ostatnio modny temat, często podejmowany w związku z publikacjami wyników badań (np. ESPAD), czy w związku z kampaniami medialnymi. Nie zabrakło go również w tak ważnym dokumencie, jak Narodowy Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholo­wych na lata 2000 – 2005. Z uwagą przeczytałem ten dokument i chciałbym teraz podzielić się refleksją na temat jednego tylko akapitu, który wskazuje na przyszłość i potrzeby profilaktyki w nadchodzących latach.

REKLAMA

 

Autorzy dokumentu dokonali oceny sytu­acji i wskazali na najważniejsze, ich zdaniem, przeszkody we wdrażaniu skutecznych projek­tów profilaktycznych dotyczących zapobiega­nia problemom alkoholowym młodzieży. We wspomnianym akapicie piszą:

„Wprawdzie w Polsce w ciągu ostatnich lat realizowane były na dużą skalę nowocze­sne programy profilaktyczne, którymi objęto setki tysięcy młodzieży, ale napotykały one na dwie zasadnicze przeszkody. Po pierwsze, realizacja tych programów ograniczała się najczęściej do szkół, a współpraca ze strony rodziców i lokalnych społeczności była nie­wielka. Po drugie, standardowe przygotowa­nie zawodowe nauczycieli okazało się nie­wystarczające doprowadzenia nowoczesnych programów profilaktycznych, opartych na za­sadach aktywnego, twórczego wychowania, i wymagających wyższego poziomu umiejęt­ności psychologicznych związanych z wywie­raniem wpływu, komunikowaniem się z mło­dzieżą, z rozumieniem jej. Zasadniczych zmian będzie można się spodziewać, gdy większa liczba nauczycieli zostanie odpo­wiednio przeszkolona.”

W dalszej części dokumentu autorzy pod­kreślają zasadnicze znaczenie rozwoju pro­filaktyki rodzinnej i środowiskowej, nazy­wając ją najpoważniejszym zadaniem na przyszłość.

Są to poważne słowa i wypada się do nich ustosunkować. W niniejszym tekście chciał­bym przybliżyć Czytelnikom przede wszyst­kim sprawę przygotowania nauczycieli do no­wej roli, jaką postulują autorzy programu. Czy rzeczywiście przygotowanie nauczycieli jest niewystarczające?

Czego wymaga nowoczesny program profilaktyczny?

Istotnie, współczesne programy są wyma­gające. Widać to chociażby w intensywności szkolenia. Wiele programów wymaga przynaj­mniej kilkudziesięciu godzin wytrwałej pracy polegającej na szlifowaniu niuansów ich wy­konania i pogłębianiu rozumienia teoretycz­nych podstaw. Są one coraz bardziej subtelne i rozległe. Niekiedy szkolący się muszą składać niełatwe egzaminy.

Ostatnio typowe jest szkolenie tygodniowe do programów kilkunastogodzinnych. I nawet po takim szkoleniu nagminne są błędy realiza­torów. Sytuacja jest o tyle poważna, że wyma­gania skuteczności, jakie stawiamy programom profilaktycznym, formułowane w toku badań potwierdzają konieczność respektowania wie­lu ściśle obowiązujących zasad wykonania, jako warunku jakiejkolwiek, nawet minimal­nej efektywności programu, zwłaszcza w dzie­dzinach tak trudnych do zmiany jak zachowa­nia alkoholowe. Pozwala to formułować duże oczekiwania wobec realizatorów.

Listę takich wymagań zaprezentował prof. Zbigniew Gaś na konferencji w częstochow­skiej WSP w roku 1998. Choć od tego wystą­pienia minęły już ponad dwa lata, to tkwi ono w mojej pamięci, zwłaszcza, że zgadzam się z większością postulatów profesora. Większość przeciętnych realizatorów profilaktyki działa­jących w ostatniej dekadzie w Polsce nie speł­niała wszystkich wskazanych we wspomnia­nym referacie wymagań. Wnioski, jakie nasu­wają się po takich konstatacjach, są dość trud­ne do przyjęcia, bo jeśli prawdą jest, że pro­gramy są wymagające i dość trudne do modelowej realizacji zapewniającej skuteczność, a większość realizatorów za słabo przygotowa­na, to kto, jak i kiedy może realizować profi­laktykę?

Autorzy wspomnianego na wstępie Naro­dowego Programu wyraźnie wskazują kieru­nek – szkolenie. Stoi za tym nadzieja, że de­ficyty przygotowania można uzupełnić i po jakimś czasie dobrze wyposażeni i liczni re­alizatorzy wezmą się do pracy i spowodują pozytywną zmianę społeczną. Czy jest to wi­zja realna?

Punkt wyjścia – stopień przygotowania nauczycieli

Tak się składa, że zarówno niedawno za­kończone badania nad efektywnością „II Ele­mentarza”, jak i aktualna praca w centralnej placówce doskonalenia nauczycieli (CMPPP) pozwalają mi wypowiedzieć się na ten temat. Czy polscy nauczyciele są gotowi do realizo­wania dojrzałej, nowoczesnej profilaktyki w formie programów prowadzonych metodami aktywizującymi, w bliskim kontakcie z ucznia­mi, twórczo i skutecznie? Autorzy Narodowe­go Programu nie mają w tej sprawie wątpliwo­ści i twierdzą, że jeszcze nie. Postulują inten­syfikację szkolenia w tym zakresie. Dla mnie sprawa nie jest tak jednoznaczna. Nie mam nic przeciw intensywnemu szkoleniu nauczycie­li. Zresztą obecne przepisy w edukacji uła­twiają niezmiernie tę pracę, wręcz wymu­szając na nauczycielach doskonalenie się, za­równo ustawiczne, jak i etapowe, związane z awansem zawodowym. Przewiduję zatem prawdziwy bum na szkolenia, których znaczna część będzie dotyczyła profilakty­ki. Skierowanie zainteresowania nauczycieli na profilaktykę jest o tyle łatwe, że programy są czymś konkretnym, co łatwo wykazać np. w planie rozwoju zawodowego. Polegają na tak pożądanym zwiększaniu umiejętności pedago­gicznych, mają tradycję i niezależne źródło finan­sowania. W związku z tym ten akurat punkt Na­rodowego Programu może być stosunkowo łatwo wykonany i to synergicznie przez dwa resorty i samorządy. Mimo to nie opuszczają mnie pewne wątpliwości. Biorą się one z nieco innego postrze­gania problemu przygotowania nauczycieli.

Czy wszyscy mają nabywać kompetencje profilaktyczne?

W myśl litery prawa tak. A w rzeczywisto­ści? W rzeczywistości chętni do autentyczne­go, powtarzam: autentycznego rozwo­ju – są w mniejszości (i to raczej za­wsze i wszędzie). Wiele o tym mówi dotychczasowy system doskonalenia nauczycieli, w którym aktywnie uczestniczyło ok. 9 proc. populacji na­uczycielskiej. Jest dla mnie oczywi­ste, że ludzie mają zróżnicowany pęd do doskonalenia i bardzo wielu nie chce i nie będzie się doskonalić w tym zakresie. Ponadto wielu nie będzie mo­gło z przyczyn obiektywnych. Trudno zatem liczyć na duże liczby przeszko­lonych, a o taki wszak efekt chodzi w Programie. W rezultacie pozostaniemy z tym, co mamy, być może podnosząc dwu lub trzykrotnie liczbę „dobrze przygotowanych”.

A co z pozostałymi? I tu mam nie­spodziankę. Moim zdaniem nie jest tak, jak się powszechnie twierdzi, że nauczyciele, źle opłacani i zaniedbywani, są w całości do niczego. Sądzę wręcz, że ich kompetencje peda­gogiczne mogą być aktualnie znacznie wyższe, niż w wielu krajach, z którymi lubimy się porów­nywać. Twierdzę tak w oparciu o przegląd wyni­ków ich pracy w zestawieniu z wynikami ich ko­leżanek i kolegów. Póki co, stan polskiej młodzie­ży nie jest najgorszy i to nie u nas zdarzają się strzelaniny w szkołach. Na podstawowym po­ziomie oddziaływań pedagogicznych jesteśmy nieźli, żeby nie powiedzieć nawet – bardzo do­brzy. Piszę te słowa pomimo stałego kontaktu z szarą mizerią polskiej szkoły i deficytami na­uczania. Jestem rodzicem i regularnie obserwuję szkołę od wewnątrz. Zdarza mi się mocno psioczyć i narzekać, ale jestem też świadom, że pol­scy nauczyciele mają solidne przygotowanie, niezłą tradycję, niekiedy znakomite wyniki. To w końcu u nas powstała Komisja Edukacji Narodo­wej, to u nas działał (i oddziaływał) Janusz Korczak, to polscy nauczyciele wypracowali przed wojną masowość harcerstwa (trzecie w liczbach bezwzględnych w skali świata), a w czasie woj­ny uruchomili tajne nauczanie. Te i inne wspa­niałe tradycje są żywe. Mit „Siłaczki” nie umarł! Współczesność stawia jednak nowe wyzwania. Kto przewidywał, jak wiele spraw i problemów pojawi się w związku z przebiegiem transforma­cji ustrojowej? Wysiłek, do którego jesteśmy w tym zakresie zmuszeni, przypomina trochę trudy uruchamiania polskiego szkolnictwa w czasach tuż po odzyskaniu niepodległości.

Analogia ta jest silna i usprawiedliwiona fak­tami. Oczywiście, są straty tradycji związane z zaniedbaniami i niszczeniem wychowania w cza­sach totalitaryzmu. Ten fragment dziejów prze­żywałem już jako uczeń polskiej szkoły socjali­stycznej. Są to straty poważne. W tamtych wa­runkach nie wszystkie elementy polskiej trady­cji pedagogicznej mogły przetrwać jednakowo dobrze. Jednak nie była to pustynia. Działo się wiele dobrego i błędem jest ten dorobek ignoro­wać. Polscy nauczyciele wiele umieją. Są to jed­nak umiejętności nieco inne, niż wymagane w nowoczesnych programach profilaktycznych. Czy rzeczywiście jest niezbędne, żeby uzupeł­niać te właśnie braki umiejętności? W interesie programów, owszem, tak. Nie zrobi się ich bez pewnego rozwoju umiejętności psychospołecz­nych. Powstaje jednak zasadnicze pytanie o re­alizm takiego zamierzenia, jeśli programy mia­łyby być masowe.

Sedno sprawy

Chcę zwrócić uwagę na pewne założenia Narodowego Programu, które w nim dostrze­głem. Oto one:

  1. sukces profilaktyki zależy od nowocze­snych programów psychoedukacyjnych wdra­żanych w szkołach,
  2. główną dyspozycją niezbędną do reali­zowania skutecznej profilaktyki są wysokie umiejętności psychospołeczne realizatorów.

Tak się składa, że nie zgadzam się do końca ani z jednym, ani z drugim stwierdzeniem, a wydaje mi się, że stanowią one ważny skład­nik Narodowego Programu. Ponieważ cele au­torów tego programu są mi bliskie, to zwrócę uwagę na te właśnie przesłanki ich rozumowa­nia, w oczywistym zamiarze ulepsza­nia programu, a nie jego osłabiania.

Czy wszystko zależy od programów?

Już sama teoria oddziaływań profi­laktycznych wskazuje na prymat in­nych rodzajów działań niż programy profilaktyczne, a mianowicie na rolę stosunku czynników ryzyka do czyn­ników chroniących. Program profilak­tyczny wpisuje się po prostu jako je­den z elementów, być może konieczny, ale nie decydujący, w dynamikę całe­go środowiska. Ponieważ sam jestem autorem programów, uczę ich i wyko­nuję je bezpośrednio, takie stwierdze­nie przychodzi mi trudno. Trzeba je jed­nak wypowiedzieć, wskazując na te ele­menty, które odgrywają rolę znacznie większą niż programy. Są to takie elementy, którym pro­gramy powinny służyć, promować je. Więk­szość z nich wiąże się z ogólnymi celami wy­chowania, choć w specyficznym aspekcie. Przykładem takiego oddziaływania jest tzw. „dobry przykład”, który stanowi ogromną siłę. Cóż z wyszukanych programów, jeśli za chwi­lę młodzi widzą profilaktyka łamiącego pro­pagowane zasady?

Okazuje się zresztą, że najsilniejsze oddzia­ływanie profilaktyczne mają więzi osobowe realnie łączące wychowanka z rodzicami, przy­jaciółmi, sobą samym, Bogiem. Taka konfigu­racja czynników powoduje, że stosunkowo pro­ste, niewyszukane działania w postaci poświę­cenia uczniowi autentycznej troski i uwagi stają się „paliwem profilaktycznym” pierwszej klasy. I w istocie te właśnie działania rozstrzyga­ją. Mamy określony stan rzeczy, w którym lu­dzie, również młodzi, jakoś sobie radzą. Wielu z nich radzi sobie bardzo dobrze i to nie w wyniku uczestnictwa w „nowoczesnych progra­mach profilaktycznych” (bo nawet nie ma ich tyle, żeby oddziaływały w tak szerokim zakre­sie), ale w wyniku działania tych najprostszych „miniprogramów” – życzliwości, troski, prze­strogi. Choćby sprawa przestrogi. Jeżeli dziec­ko łączy z rodzicami i wychowawcami podsta­wowe i głębokie zaufanie, to będzie skłonne poważnie traktować ich uwagi. Wtedy nawet wyśmiewane „nie rób tego” będzie działało pozytywnie i skutecznie.

Widzę konieczność rozwijania specyficz­nych programów profilaktycznych i wdraża­nia ich w szkołach i całym sercem sprzyjam temu procesowi, ale moja uwaga coraz czę­ściej lokuje się w innych strefach. Rozglądam się za tymi systematycznymi, prostymi spo­sobami wywierania wpływu wychowawcze­go, które czynią z dobrego wychowania potę­gę silniejszą od najnowszych trików marke­tingowych. W mojej wieloletniej działalności profilaktycznej nigdy nie traciłem z pola widze­nia tej sprawy. Dowodem na to jest choćby kon­cepcja pracy ze sprzedawcami alkoholu, traktu­jąca sytuację w sklepie jako potencjalnie profi­laktyczną lub destrukcyjną. Sądzę, że znaczne zasoby tkwią w tego rodzaju oddziaływaniach -mogących składać się na prawdziwy system wczesnej prewencji. Trzeba ich szukać i wzmac­niać je, nie zaniedbując programów. Skoro tak, to i sprawa przygotowania nauczycieli do profi­laktyki zyskuje inny wymiar. Ich tradycyjne przygotowanie może i powinno być wykorzy­stane do celów profilaktycznych.

W świetle realistycznego usytuowania pro­gramów profilaktycznych jako jedynie nie­zbędnych katalizatorów zmian pozytywnych, a nie jako decydującego czynnika zmiany, możemy inaczej odpowiedzieć na pytanie o to, czego rzeczywiście trzeba polskim nauczy­cielom. Czy są to umiejętności psychospołecz­ne wymienione przez autorów Narodowego Programu na pierwszym miejscu? Nierzad­ko słyszy się taką opinię, zwłaszcza wśród psy­chologów praktyków. Wskazują oni przy tym na widoczne deficyty tego rodzaju umiejętno­ści. Istotnie, nauczyciele nie umieją pod tym względem za wiele. Nie tylko zresztą oni. Nie zaszkodzi doskonalić ich umiejętności w za­kresie kompetencji psychologicznych. Nie w tym jednak leży zasadnicza trudność w wykorzystaniu potencjału szkoły w profilaktyce. Jest to bowiem nie tyle trudność techniczna (z za­kresu sztuki nauczania), ile etyczna, z zakresu godziwego postępowania. Właśnie ten obszar, terytorium etyki zawodowej nauczycieli, jest obszarem kluczowym i to w kilku wymiarach.

Deficyt wiedzy

Wielu nauczycieli nie rozumie dogłębnie powodów, dla których czyni się wysiłki profi­laktyczne. Rozumiem przez to szczegółową i dokładną wiedzę o umiejscowieniu problemów alkoholowych w ludzkim życiu. Jej brak wpły­wa na nauczyciela demobilizująco, gdyż brak mu motywów do wysiłku prewencyjnego. Ten deficyt zresztą usunąć jest najłatwiej. Jedyną przeszkodą mogą być własne zwyczaje środo­wiska, które mogą wywoływać wspomniany dysonans poznawczy i utrudniać przyjęcie no­wych wiadomości, gdyż naruszają emocjonal­ne „status quo” odbiorcy.

Deficyt w zakresie postaw i zachowań

Wielu nauczycieli dodatnio wartościuje pi­cie alkoholu i nie chce podejmować działań ograniczających swoje picie czy palenie w imię skuteczności profilaktyki. Trzeba jednak za­uważyć, że w tym zakresie można uzyskać sto­sunkowo dużo, proponując nauczycielowi czy­telny model oddziaływania w toku programu profilaktycznego, który sam wykonuj e> Roz­maite badania, w tym wspomniana ewaluacja „II Elementarza” potwierdziły tę tendencję.

Deficyt zasadniczy

Można go nazwać wypaleniem zawodowym, ale znacznie prościej jest powiedzieć: zniechęce­nie. Nauczyciele nie są gotowi do okazywania nie­zbędnej życzliwości wobec uczniów, która się­gałaby aż do podejmowania działań profilaktycz­nych. Nie są gotowi do przejawiania tego rodzaju więzi, jaką jest bezinteresowna troska. W dawnej tradycji nazywano ten rodzaj więzi miłością typu „caritas”. To osobowe odniesienie jest, moim zda­niem, głównym oczekiwaniem wobec nauczycie­li, choć rozmaicie formułowanym. Reformatorzy oświaty próbują różnych zaklęć, aby umieścić to gdzie indziej, ująć w formuły, nakazać administracyjnie (podłoże koncepcji rozwoju zawodo­wego). Miłość jest wolnym wyborem człowieka, nie można jej nakazać, ale można do niej zachę­cać, przywoływać ją, ukazywać jej wartość, umiejscawiać w cywilizacyjnym kanonie. Do tego trzeba jednak postrzegania człowieka jako zdol­nego do tego rodzaju miłości i wartego tej miło­ści. Nie jest to domena psychologii, która obec­nie jedynie potrafi odnosić się do tego, co mie­rzalne i uchwytne. Może coś mówić o uczuciu miłości, o jej potrzebie, ale nie zajmuje się struk­turą osobowych relacji. Tym zajmują się inne dziedziny – etyka, antropologia filozoficzna, metafizyka, teologia. To na gruncie tych nauk rozważa się warunki i okoliczności tzw. nawró­cenia. Bo chodzi tu o proste „nawrócenie”. Czy zatem zachęcam, aby w Narodowy Program wpisać obowiązkową katechezę dla ogółu na­uczycieli? Nic podobnego! Musiałbym mieć gwarancję, że ci, którzy by ją prowadzili, rozu­mieliby o co tu chodzi. Mam raczej na myśli na­wrócenie w znaczeniu bardziej elementarnym, fi­lozoficznym. Dopiero po nim człowiek jest zdol­ny podejmować poważne, choć proste zadania, o jakie woła profilaktyka. Czasem jeden uśmiech nauczyciela w stosownym miejscu i czasie jest wart więcej, niż sążnisty program profilaktycz­ny, oczywiście nijak programom nie uwłaczając.

Pomocą w takim przeżyciu, które kierowa­łoby w stronę wychowanka, może być ten ro­dzaj pracy, który jest przeznaczony dla rodzi­ców i nakierowany na rozwijanie umiejętności wychowawczych. Wymaga on pewnej rewizji etycznej, choć zastanawia mnie, czyjego twór­cy zdawali sobie z tego sprawę. W każdym ra­zie bez tego zasadniczego zwrotu .niewiele się zmieni w praktyce profilaktycznej.

*  *  *

Przedstawiona Czytelnikom analiza frag­mentu Narodowego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych nie miała na celu spowodowanie jego dys­kredytacji. Wręcz przeciwnie, chciałbym, aby w literalnym kształcie był zrealizowany. By­łoby to duże osiągnięcie. Nie umniejsza to jed­nak znaczenia refleksji i nie wyklucza pogłę­biania wątków przedstawionych w programie. W gruncie rzeczy od nas samych będzie zale­żało, co w naszych działaniach podkreślimy i jaki kształt nadamy ogólnym zapisom. Warto za­tem widzieć tę pracę w perspektywie szerszej, wykraczającej poza prosty pragmatyzm. Auto­rom programu życzę sukcesów w realizacji, do czego zresztą sam mam zamiar aktywnie się przyczyniać i tak jak będę mógł – pomagać.

Krzysztof Wojcieszek

Autor jest doktorem filozofii, biologiem,

twórcą programów profilaktycznych i szkole­niowych,

specjalistą ds. uzależnień.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.