niedziela, 28 kwietnia, 2024


Strona domowa > Piciorysy > Piciorysy: Dorota

Piciorysy: Dorota

Mam na imię Dorota i jestem alkoholiczką

REKLAMA

Moje dzieciństwo nie było usłane różami, ojciec pił, znikał, wracał, mama krążyła wokół niego, a on wokół butelki.

Mało pamiętam z okresu picia mojego ojca, ale pamiętam jak prosiłam, żeby już nie pił. Gdy miałam 13 lat mama trafiła do grupy wsparcia. Od tego czasu zaczęło się u nas zmieniać. Ona zaczęła się zmieniać. Razem z siostrą uczęszczałyśmy na Al-ateen. Tato pił jeszcze 2 lata i któregoś dnia po prostu powiedział STOP. Nie pije ponad 14 lat.

Moje przygoda z alkoholem zaczęła się w szkole średniej. Były to cotygodniowe wyjścia na imprezy, dyskoteki itp. Jak większość nastolatek. Moje „imprezy” trwały dosyć krótko, bo w wieku 18 lat zaszłam w ciąże( oczywiście z moim teraźniejszym mężem). Pożegnała alkohol na okres ciąży, po urodzeniu syna również nie było czasu na zabawy. Mąż nadrabiał za naszą dwójkę. :mrgreen:
Jak syn miał 4 lata zaczęłam uczęszczać na grupę wsparcia dla współuzależnionych. Chodziłam parę miesięcy i zrezygnowałam. Jak na to patrzę z perspektywy czasu to Ja oczekiwałam chyba wtedy cudu. Paradoksalnie myślałam, że jak ja będę chodzić to On przestanie pić. Więc wymyśliłam inny sposób, a może poszłam na łatwiznę? Zaczęłam mu robić na złość. On weekend, to ja weekend.
Nic nie pomagało… kurczę, ale ja miałam myślenie :-( . W 2005 roku ponownie zaszłam w ciąże. Znowu się rozstałam z alkoholem na ponad 1,5 roku. Jak córka miała parę miesięcy miałam już dość picia męża. Zaczęłam się od niego oddalać. Zaczęłam wychodzić ze znajomymi coraz częściej.
W 24.12.2006 umarła moja kochana Bunia. Załamałam się. Nie widziałam już sensu najmniejszego. Nic nie miało dla mnie znaczenia. Zaczęłam wpadać w ciągi parodniowe. Piłam w nocy, a w dzień zajmowałam się dziećmi. Hmm zajmowałam się? Starałam się zajmować, bo na kacu, czy w ciągu nie da się w pełni zajmować dziećmi. Piłam po parę dni, z przerwami na 2-3 tygodnie. Nigdy nie zapomnę jak bardzo sama siebie usprawiedliwiałam i tłumaczyłam. Jak bardzo zaprzeczałam, że Ja mam problem z piciem, że to jak piję i jak długo piję to jest uzależnienie już. Przyrzekałam sobie parę razy, że to już koniec, że już nie będę pić. Obietnice łamałam po parunastu dniach.

Późniejsze zajścia potoczyły się niesamowicie szybko. W maju moja mama dostrzega, że mam problem. Swoją drogą to niesamowite, jak strasznie unikałam z nią kontaktu w ostatnim okresie swojego picia. Pewnie bałam się, że zrobi wszystko by mi odebrać alkohol.
Od początku czerwca zaczęłam chodzić na mityngi, jednocześnie mama namawia mnie na terapię zamkniętą. Pod koniec czerwca zaczynam pić. Nie daje rady sama. A może nie mam motywacji?. 7 lipca w trakcie picia jadę na Zlot Radości w Gnojnie. Dostaję zespołu abstynenckiego, myślałam , że umrę. Nigdy nie zapomnę słów mojego trzeźwiejącego wujka:” napij się, dać ci wódki? Przejdzie ci od razu”. Byli tam wszyscy, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Powiedziałam wtedy KONIEC. JUŻ NIE CHCĘ PIĆ!. Stanęło mi całe życie przed oczami. Moje dzieci, moja rodzina, moja narastająca agresja do męża…
W poniedziałek poprosiłam o spotkanie z dyrektorką Ośrodka. Na miejsce trzeba długo czekać, ale mama robi wszystko by mnie przyjęli jak najszybciej. 27.07.2007 jadę do Łukowa na terapię zamkniętą. Tydzień czasu się aklimatyzowałam. Pomimo tego, że znałam dużo leczących się alkoholików to czułam się tam źle. Po tygodniu zaczęłam pękać. Terapia, mityngi, ogólnie cały program terapii starałam się wziąć z niej jak najwięcej… Jakby to była jedyna metoda ratunku dla mnie… Dla mojego życia… Dla życia mojej rodziny…

Po powrocie do domu, do rodziny mąż przez miesiąc czasu nie pił(powiedziałam mu, że jak on zacznie to ja też zacznę). Tak szczerze to bałam się na początku jak ja zareaguję, jak on zacznie pić. Po miesiącu napił się raz, ze mną nic się nie stało, zapił drugi, trzeci, czwarty… Myślał, że jest Oki, jednak nie było… Ja byłam inna i już wiedziałam , że nie chcę w swoim życiu alkoholu. Zajęłam się sobą i dziećmi. Mężowi powiedziałam tylko, że jak on będzie pił to nie będziemy bliżej siebie tylko coraz dalej. Robił dalej swoje. Złożyłam o leczenie. W tamtym roku był na leczeniu zamkniętym , oczywiście dobrowolnie. Po wyjściu nie pił 2 miesiące i znowu próbował, czy już może… Od półtorej miesiąca nie pije i chodzi na terapię otwartą i mityngi. Może już zrozumiał?? A może nie?? To już jest jego sprawa. Ja nie chcę pić i teraz już wiem , że nie będę żyć z nim nie leczącym się. On tez o tym wie :-) .

Nie piję ponad 3 lata i wiem , że nie chcę pić…

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.